Prof. Jean-Didier LECAILLON

 Profesor nauk ekonomicznych i zarządzania uniwersytetu w Paryżu, zajmujący się zagadnieniami zależności między demografią a ekonomią. Jest ekspertem wielu międzynarodowych organizacji zajmujących się także badaniami nad rodziną, w tym także Papieskiej Rady do Spraw Rodziny.



Prof. Jean Didier Lecaillon

"Konieczność odóżnienia polityki prorodzinnej od polityki socjalnej"

Tekst wystąpienia wygłoszonego podczas Konferencji 21 listopada 1998 r.

Szanowni Państwo! Zostałem tak dobrze przyjęty w Polsce, że frustruje mnie fakt, iż nie potrafię jeszcze wyrazić wdzięczności w waszym języku. Mam nadzieję, że pewnego dnia będę mógł nadrobić te zaległości. Przede wszystkim chciałbym podziękować za gorące przyjęcie, dowodzące, że odwieczne przyjazne stosunki pomiędzy Polską a Francją nie straciły głębi i ciepła.
Jestem naukowcem, a nie politykiem. Pragnę jednak zaznaczyć, że pracownik naukowy, taki jak ja, nie mógłby dostatecznie dobrze wypełniać swej misji bez kontaktu z ludźmi takimi jak państwo, ludźmi, którzy działają w terenie i w praktyce realizują teoretyczne założenia. Dzięki dyskusji, jaką dziś przeprowadzimy, moje refleksje będą mogły być głębsze i prawdziwsze.
Dziękuję za zaufanie, jakim mnie państwo obdarzyli, zapraszając dziś tutaj. Mam nadzieję, że będą państwo mogli skorzystać z mojego doświadczenia, chociaż uwzględnię tylko doświadczenia francuskie, a więc coś, co znam. Naświetlę zarówno sukcesy polityki francuskiej, jak i jej porażki i niedociągnięcia. Oczywiście krytykowanie własnego kraju nie jest dla mnie przyjemnością. Uczynię to wyłącznie po to, aby być bardziej przydatnym i oszczędzić wam błędów, które myśmy popełnili.
Dlatego chciałbym dziś powiedzieć o niezbędnym rozróżnieniu pomiędzy polityką prorodzinną a polityką socjalną. Rozróżnienie takie jest niezbędnym warunkiem powodzenia. Należy zrozumieć różnice, przewidzieć przeszkody, które mogą stanąć na naszej drodze, ustalić priorytety. Rozróżnienie pomiędzy polityką socjalną a prorodzinną wyjaśnię na przykładzie Francji, wykorzystując moje doświadczenia jako pracownika naukowego. Z wykształcenia jestem ekonomistą, a więc będę się odwoływał do tej dziedziny wiedzy.
Pragnę ostrzec, że rozróżnienie, którego dokonuję, nie jest rozróżnieniem intelektualisty. Mogą państwo uznać, że ja jako naukowiec chcę przedstawić teoretyczne rozważania na temat pojęć, a jest to gra dla osób nie ponoszących takiej odpowiedzialności jak państwo. Nie proponuję gry ani zabawy, ale uważam, że aby przedsięwzięcie było skuteczne i zakończyło się sukcesem, należy przede wszystkim wiedzieć, o czym się dyskutuje.
Nie chodzi zatem o spór na temat słów czy pojęć, ale o określenie pytań, na które chcemy sobie odpowiedzieć. Dlatego chcę państwu zaproponować zajęcie się wyzwaniami polityki prorodzinnej, co w dalszej kolejności pozwoli nam na zastanowienie się nad konsekwencjami praktycznymi tych wyzwań. Mam nadzieję, że dostarczę wam konkretnych elementów pod rozwagę.
Jakie są zatem wyzwania polityki prorodzinnej? Zanim zilustruję moją wypowiedź faktami historycznymi, pozwolę sobie przypomnieć państwu definicje. Co to jest polityka socjalna? Niektórzy mogą sądzić, że polityka socjalna dotyczy wszystkiego co wiąże się z życiem w społeczeństwie. To pierwsze znaczenie tego słowa. Przy takim założeniu wszelka polityka dotyczy życia w społeczeństwie. Z punktu widzenia naukowego przyjęcie tak globalnej definicji nie jest zbyt wartościowe. Dlatego odrzucam to rozumienie polityki socjalnej. Kiedy zatem mówię o polityce socjalnej, nie myślę o polityce w odniesieniu do społeczeństwa. Czym jest zatem polityka socjalna? Odpowiedź możemy znaleźć w słowniku, ponieważ istnieje jeszcze drugie znaczenie tego pojęcia. Mówimy o socjalności wówczas, gdy chcemy poprawić sytuację ludzi, którzy takiej pomocy potrzebują. Powracamy zatem do pojęcia państwa opiekuńczego, do polityki polegającej na udzielaniu pomocy ludziom znajdującym się w najmniej korzystnej sytuacji. W tym właśnie znaczeniu posługuję się pojęciem polityki socjalnej i chciałbym, abyście państwo tak rozumieli moje słowa.
Celem polityki socjalnej jest zwalczanie takiego stanu rzeczy, który uznajemy za zły i niepożądany. Mam na myśli takie zjawiska jak: ubóstwo, chorobę, utratę pracy. Jest wiele podobnych zjawisk, które uznajemy za złe i z którymi chcemy walczyć. Z takiego sposobu pojmowania polityki socjalnej wywodzę kryterium pozwalające na zasadnicze odróżnienie polityki socjalnej i polityki prorodzinnej.
Polityka socjalna powinna zaniknąć na skutek jej stosowania. Skuteczna polityka socjalna jest bowiem efemerydą, ponieważ jej celem jest trwałe usunięcie powodu, dla którego została powołana do życia. Pragniemy, aby polityka socjalna pomogła nam trwale usunąć bezrobocie, ubóstwo itd. Nie dotyczy to polityki prorodzinnej, chyba że uznamy, iż rodzina jest chorobą, porażką, zjawiskiem niepożądanym. Jeżeli jednak nie uważają państwo, że rodzina jest upośledzeniem bądź chorobą, to celem polityki prorodzinnej nie będzie zniszczenie rodziny, lecz jej wspieranie tak długo, jak długo będziemy uznawali rodzinę za zjawisko korzystne, jak długo rodzina ma trwać.
Polityka prorodzinna, w przeciwieństwie do polityki socjalnej ma na celu zapewnienie trwania źródła interwencji. Taka właśnie różnica nie może oczywiście ograniczać się do słów, ale musi spowodować różne sposoby realizacji obu polityk i stosowanie różnych, bardzo odmiennych w obu przypadkach, narzędzi. Jeżeli chodzi o definicje, nie jest oczywiście trudno się porozumieć. Mam nadzieję, że dotychczasowa moja wypowiedź była dostatecznie jasna. Teraz jednakże mogliby państwo spytać, czy w praktyce wszystko układa się podobnie jasno i klarownie. Oczywiście nie. We Francji, podobnie jak w pozostałych krajach Europy nie posiadamy ministra do spraw rodziny. Problemami rodzin zajmuje się u nas minister do spraw socjalnych, który zajmuje się także chorobami i bezrobociem. Takie pogrupowanie problemów może prowokować porównanie rodziny do choroby czy bezrobocia, z którymi musimy walczyć.
Wiem, że Polska powołała pełnomocnika do spraw rodziny. Dowodzi to waszej mądrości i podejścia praktycznego. Potrafiliście już dokonać rozróżnienia pomiędzy sprawami rodzinnymi a socjalnymi, na szczeblu administracji państwowej. Gratuluję wam tego sukcesu, gdyż, jak powiedziałem nie jest to częste zjawisko w krajach europejskich, co prowadzi często do pomieszania pojęć.
Jeżeli chodzi o politykę prorodzinną, zajmuje się ona bardzo różnymi sprawami. Nie zawsze chodzi o promocję takiego sposobu życia, jaki realizowany jest w rodzinie. Jest na to wiele przykładów. Jeszcze raz przepraszam, że odwołam się do doświadczeń Francji, która ma w tej dziedzinie bardzo bogatą tradycję.
Już w XIX w. podjęto pewne kroki, które dziś możemy porównać do polityki prorodzinnej, a które miały na celu działania na rzecz rodziny. Chodziło o promocję urodzin i podwyższenie stopy urodzin, która w owym okresie była niewystarczająca. Nie stosowano wtedy określonej koncepcji rodziny. Wszelkie działania podyktowane zostały koniecznością. Starzenie się społeczeństwa oraz niska stopa urodzeń, w latach trzydziestych ubiegłego wieku, skłoniły decydentów francuskich do podjęcia działań, które doprowadziły 29 lipca 1839 r. do przyjęcia ustawy zwanej "Kodeksem rodzinnym".
Chodziło przede wszystkim o pobudzanie rozrodczości. Ponadto podjęto pewne inicjatywy dotyczące przedsiębiorstw. Dyrektorzy przedsiębiorstw zdawali sobie sprawę, że należy rozróżniać sytuację, w której pracownicy mają kogoś na utrzymaniu. Był to początek późniejszych zasiłków rodzinnych. Nie wiem, czy państwo wiedzą, że dyrektorzy przedsiębiorstw wymyślili ten rodzaj świadczeń. Stopniowo zaczęła pojawiać się troska o promocję rodziny jako podstawowej komórki społecznej. Stało się to dominującą ideą w okresie międzywojennym, a przede wszystkim po zakończeniu II wojny światowej.
Po II wojnie światowej rodzina zaczęła być traktowana jako "środowisko naturalne indywidualnego szczęścia". Stwierdzono, że jednostka nie może samodzielnie zagwarantować sobie szczęścia. Należało zatem uznać, że jednostka istnieje w tej podstawowej komórce społecznej.
Dlatego "Kodeks rodzinny" nadał przywileje szczególnemu modelowi rodziny. Ten model to rodzina z przynajmniej trojgiem dzieci, w której jedna osoba, najczęściej matka zajmuje się domem. Rozpoczęto także promocje małżeństwa ponieważ zauważono, że poprzez istnienie w rodzinie - małżonkowie nabywają pewnych cech dobroczynnych dla społeczeństwa.
Na przykład, w ustawie budżetowej z 1945 r. wprowadzono tak zwany iloraz rodzinny. Chodziło o to, aby nie jednostki były podmiotem dla urzędów skarbowych, ale żeby były nim całe gospodarstwa domowe. Jednostką dla urzędów skarbowych stały się całe rodziny, nie jednostki wchodzące w ich skład, a opodatkowane zostały nie dochody, lecz zdolność podatkowa. Statystyki są niewystarczające, a więc należy wyważyć proporcje dochodów w stosunku do ilości osób, które te dochody wykorzystują, aby właściwie - z punktu widzenia statystyki - wyliczyć faktyczną zdolność podatkową.
Postęp polega na tym, że już nie jednostka, a cała rodzina stanowi podstawę bardziej sprawiedliwego oceniania zdolności podatkowej, zdolności przyczyniania się do wydatków zbiorowych. W ten sposób rodzina zostaje wyposażona w uznanie społeczne, jej istnienie jako jednostki autonomicznej zostaje sformalizowane. Rodzina staje się rzeczywistością.
W innych jednakże przypadkach polityka rodzinna zapomina o konieczności uznania specyfiki rodziny i istnieje wiele przykładów, w których działania koncentrują się na sytuacjach specyficznych, nie będących właściwymi dla ram, w których rodzina istnieje. Obserwujemy to w wielu krajach europejskich.
Jeżeli chodzi o Francję, widzimy ewolucję od działań promocyjnych na rzecz rodziny do działań wspierających niektóre kategorie rodzin. Jest to zasadnicza modyfikacja działań, która postępuje od lat siedemdziesiątych. Powoli przechodzimy od zasady kompensacji środków przeznaczanych przez rodziny na wychowanie dzieci - obciążenia rekompensowanego w postaci różnorodnych świadczeń społecznych - do zasady "prawa dzieci". Pomagamy rodzinom, którym pomoc jest potrzebna, rezygnując z pomocy rodzinom posiadającym dostateczną ilość środków na swe utrzymanie.
Jest to bardzo jasno zarysowane przejście od polityki rodzinnej do polityki socjalnej zwalczającej nierówności społeczne. Szczególnie wyraźne jest to we Francji. Ponadto niektóre środki uznawane jako prorodzinne i pojawiające się pod szyldem polityki prorodzinnej są środkami podejmowanymi dla lepszego zarządzania gospodarką krajową. Nieekonomista powie, że żałuje takiego stanu rzeczy, ja stwierdzam, że niełatwo jest walczyć z bezrobociem i należy często podejmować takie działania jak wspomaganie popytu, ale uważam, iż nie należy czynić tego szyldem polityki prorodzinnej. Stwierdzam, iż żadna jedność środków i motywacji nie pojawia się pod pojęciem polityki rodzinnej.
Mam nadzieję, że podałem państwu dostateczną ilość środków odniesienia, aby moje przemówienie nie wydawało się nazbyt teoretyczne. Uważam, iż brak jedności środków i punktów odniesienia, o której mówiłem, jest błędem, którego chciałbym państwu oszczędzić.
Jak zatem wykazać sferom rządzącym, że należy przeznaczać znaczne środki, aby ustanowić politykę, która będzie w swej istocie polityką prorodzinną? Ekonomiści prawdopodobnie nie zgodzą się ze mną, że zajmować się gospodarką to nie to samo co robić oszczędności. Zajmowanie się ekonomią to nie zawsze zajmowanie się oszczędnościami. Nie chcę występować tu w roli profesora, jednakże powiem, iż sukces nie polega na unikaniu wydawania środków finansowych. Nie będę gratulować gdy powiedzą państwo:" nic nie wydaliśmy". Celem jest dobre, korzystne wydawanie środków.
Wolę kogoś, kto wydaje, dużo aby zarabiać dużo od tego, kto zarabia dużo, bo mało wydaje. W miejsce pytania "ile to kosztuje" chciałbym usłyszeć pytanie "ile mi to przyniesie w zamian" - to jest oszczędność. Aby zmierzyć możliwe oszczędności, należy skoncentrować się na różnicy będącej tematem mego dzisiejszego wykładu. Mówiliśmy dotąd więcej o polityce socjalnej, dlatego powiem teraz o zasadach, którymi kieruje się polityka prorodzinna.
Podzielę się z państwem kolejnym doświadczeniem. Nie jest to odległy przykład. Przez cały rok 1996 uczestniczyłem w grupie ekspertów, którzy zostali zaproszeni przez rząd Francji do sporządzenia raportu dotyczącego globalnej polityki na rzecz rodziny. W skład tego komitetu pilotażowego wchodzili prawnicy, ekonomiści, demografowie, przedstawiciele ruchów prorodzinnych. Ludzie ci mieli zastanowić się nad tym czym mogłaby się charakteryzować polityka globalna wobec rodziny. Przeczytam państwu kilka fragmentów tego raportu.
Na spotkaniu polityków, które odbyło się po zakończeniu prac komitetu, przypadła mi rola sprawozdawcy, który wobec premiera i ministrów przekazałby sugerowane narzędzia i instrumenty służące do opracowania ram takiej polityki. Mówiliśmy wówczas i powtarzam to dzisiaj, bo to, co jest prawdziwe we Francji, jest także prawdziwe w Polsce, że kwestia polityki rodzinnej jest wystarczająco złożona, żeby nie oszczędzać na środkach zmierzających do sprecyzowania, gdzie są jej podstawy i cele.
Pierwsza kwestia, jaką będziecie musieli państwo wyjaśnić, dotyczy pojęcia rodziny, do którego się odnosimy. Co oznacza, powtarzane często, stwierdzenie, że rodzina jest podstawową komórką społeczną? Stwierdzenie takie odnosi się do specyficznego społeczeństwa, składającego się ze społeczności, które musimy odnaleźć w postaci rodziny i uznać na wszystkich szczeblach instytucjonalnych. W tej koncepcji społeczeństwa rodzina jest pierwszą społecznością ludzką, ponieważ zapewnia reprodukcję i dostarcza pierwszych elementów edukacyjnych - kapitału ludzkiego.
Wielu ekonomistów pracuje nad tym tematem i znają oni kierunek, w jakim należy zmierzać. Kapitał ludzki, używając sformułowania mniej technicznego - reprodukcja, edukacja, bardziej poetycznie - macierzyństwo, jest realizowane w łonie rodziny. W tym sensie rodzina jest rdzeniem społeczeństwa, tylko ona może zapewniać jego rozwój i przyszłość. Któż nie troszczy się o trwały rozwój ekonomiczny? Troska taka przyświeca zapewne także państwa działaniom.
W tym momencie nie sposób pominąć drugiej, zasadniczo odmiennej koncepcji mówiącej, że to nie rodzina, a jednostka jest podstawową komórką społeczną. Inaczej mówiąc społeczeństwo jest "amalgamatem" jednostek. Wychodząc z tej koncepcji jesteśmy w stanie, w swych rozważaniach, dojść do pojęcia rodziny. Jest to wówczas rodzina indywidualistyczna, to znaczy taka, która powstała jako wynik prawa każdej jednostki do związku z innymi jednostkami, jeżeli widzi w tym ona korzyść.
Nie mówimy wówczas o chęci zapewnienia ładu społecznego, rozwoju społeczeństwa czy dążeniu do postępu. Warunkiem wystarczającym jest chęć jednostki do skojarzenia się z innymi jednostkami w celu osiągnięcia określonych korzyści. Jest to koncepcja ściśle indywidualistyczna, nie mająca ze społeczeństwem wiele wspólnego. Z chwilą ustania korzyści bądź takiej, a nie innej woli jednostki, związek zostaje przerwany. W takiej koncepcji rodzina jest jedynie opcją, sposobem zaistnienia równie dobrym jak każdy inny. Nie jest ona zatem podstawową komórką społeczną.
Obie koncepcje pociągają za sobą określone konsekwencje. Zanalizujmy je, gdyż będą państwo musieli się do nich ustosunkować w toku swoich prac nad tym tematem. Pierwsza, mówiąca, iż rodzina jest podstawową komórką społeczną, uzasadnia istnienie małżeństwa jako faktu społecznego. W przypadku koncepcji rodziny indywidualistycznej zawieranie małżeństw traktowane jest jako sprawa czysto prywatna.
Oczywiście w każdej z koncepcji sprawa małżeństwa jest, przynajmniej w fazie początkowej, sprawą wyłącznie prywatną. Miłość nie musi być formalizowana. Różnica polega na tym, że w koncepcji indywidualistycznej nie ma uzasadnienia istnienie urzędnika stanu cywilnego, który ma za zadanie uznanie związku, bycie świadkiem jego zawarcia. Tymczasem, jeżeli przyjmujemy pierwszą z wymienionych koncepcji, jest sprawą uzasadnioną i prawomocną, aby inicjatywa prywatna została uznana społecznie, ponieważ małżeństwo jest przejawem społecznym prywatnego związku.
Wnioski praktyczne, wynikające z naszych rozważań są takie, że polityka rodzinna będzie wypracowywana jedynie w obrębie zamysłu, który czyni z rodziny aprioryczny punkt odniesienia. Odnosić się zatem może jedynie do pierwszej z wymienionych koncepcji, koncepcji uznającej rodzinę za podstawową komórkę społeczną.
Polityka prorodzinna będzie miała na celu wspieranie i rozwój tego trybu życia. Będzie polegała na subsydiarności pozwalającej na zaistnienie tej podstawowej komórki społecznej, nie krępująca jej rozwoju i nie skazująca jej na zagładę. Jeżeli uznamy, że społeczeństwo wspiera się na istnieniu stałego, trwałego związku kobiety i mężczyzny, którzy mają jakiś zamysł - na przykład posiadania i wychowywania dzieci, jeżeli uznamy, że jednostki są przeznaczone do istnienia w takich właśnie ramach, to wówczas polityka prorodzinnna powinna być rozumiana jako zachęta, promocja takiego stanu.
Jeżeli jednak uznacie państwo koncepcję indywidualistyczną, to nie ma miejsca na działania interwencyjne, bo małżeństwo jest według niej sprawą prywatną, a społeczeństwo będzie mogło interweniować nie a priori, tylko a posteriori, jeżeli jednostki uznają swą pomyłkę i będą wymagać pomocy. W takiej koncepcji małżeństwo staje się ryzykiem i będziemy się ubezpieczali przeciwko ryzyku, jakie niesie ze sobą rodzina źle funkcjonująca.
Jest to zupełnie co innego niż promowanie sytuacji z założenia uznanej za pożądaną, w której państwo podejmuje interwencje korekcyjną w postaci polityki socjalnej. Pozwoliłem sobie na kolejne rozróżnienie polityki prorodzinnej i polityki socjalnej jako elementów odmiennych ale wspierających się wzajemnie. Jeżeli chodzi o politykę prorodzinną, to musi się ona rozpocząć od dogłębnej analizy organizacji społecznej. Nie można tego uniknąć. Polityka rodzinna ma charakter prewencyjny. Rozróżnienie, którego dokonałem, nie wyklucza stosowania zarówno polityki prorodzinnej, jak i polityki socjalnej w odniesieniu do rodziny. Pozwolę sobie to zilustrować przykładami.
Konsekwencje praktyczne dotychczasowych rozważań pojawiają się na każdym szczeblu świadczeń - instrumentów, jakie możemy zaproponować w polityce rodzinnej. Nie będę wymieniać ich dokładnie, chciałbym tylko zastanowić się nad ich czytelnością.
Jeżeli chodzi o Francję, posiadamy 21-22 świadczenia realizowane poprzez naszą politykę na rzecz rodziny. W komitecie ekspertów, o którym wcześniej wspomniałem, doszliśmy do wniosku, że należy uprościć ich stosowanie. Nie udało nam się jednak uprościć działań do jednego tylko świadczenia. Nie potrafiliśmy do tej pory ująć całej problematyki w mniej niż dwudziestu świadczeniach.
Postanowiliśmy zastanowić się nad tym, co mogłoby uzasadniać taki, a nie inny rodzaj świadczenia. Zaproponowaliśmy wyróżnienie trzech kategorii. W każdej z tych kategorii można wymienić różnorakie rodzaje świadczeń. Podział na kategorie pozwala na wyodrębnienie komplementarnych dziedzin grupujących odpowiednie świadczenia. Podział dotyczy świadczeń finansowych, bo chociaż nie tylko pieniądze mają wpływ na utrzymanie rodziny, to rodzina z pieniędzmi styka się w codziennych zmaganiach.
Owocem naszego doświadczenia była sugestia, aby ustawodawca odniósł się do trzech rodzajów świadczeń. Pierwszy rodzaj świadczeń to świadczenia konieczne dla przywrócenia sprawiedliwości obciążeń ludzi, mających na utrzymaniu rodziny i ludzi, którzy rodzin nie utrzymują. Bazujemy na logice rekompensacyjnej. Chcemy zrekompensować koszty utrzymania i wychowania dzieci. Mamy zatem do czynienia ze świadczeniem w postaci zasiłku rodzinnego.
Jest to rekompensata, a więc nie może być ona związana z dochodami. Zarówno bogaty, jak i biedny wychowuje dzieci, co pociąga za sobą koszty. Wysiłek taki należy wspierać, a nie opodatkowywać. Takie świadczenie nie podlega opodatkowaniu, ponieważ jest zwrotem poniesionych kosztów. Rozwiązanie takie zostało podjęte po długich dyskusjach, w wyniku których postanowiono nie traktować świadczenia działającego na zasadzie rekompensaty za przychód.
Jak wcześniej wspomniałem Francja nie zawsze stanowi dobry przykład, ponieważ ignoruje całkiem drugą kategorię świadczeń. Drugi typ powinien odpowiadać uznaniu faktu, że rodzice biorą udział w tworzeniu bogactwa. Jeżeli wychowuje się dzieci - wytwarza się bogactwo. W naszym systemie księgowości krajowej to bogactwo nie jest uznawane. Działalność gospodarstwa domowego nie jest uznawana.
Podam następujący przykład - pewien gentleman zatrudnia kucharkę. Jej zadaniem jest jego żywienie i jest to działalność wspierająca produkt krajowy brutto. W momencie, kiedy gentleman żeni się ze swoją kucharką - PKB maleje, podczas gdy jego potrzeby kulinarne nie będą zaspokajane gorzej niż poprzednio. Trudno sobie wyobrazić, żeby kucharka gotowała odtąd gorzej. Jestem także przekonany, że gentleman nie będzie jej płacił więcej. Zmiana sytuacji powoduje spadek wartości PKB, pomimo że poziom zaspokojenia jednostki nie zmienia się na gorsze. Należy zatem uznać, że w łonie gospodarstwa domowego zachodzi wytwarzanie bogactwa, które powinno zostać wynagrodzone. Chodzi tu o wynagrodzenie, a więc przychód. Takie świadczenie powinno być opodatkowane.
Trzecia kategoria należy do sfery polityki socjalnej i obejmuje świadczenia, które pozwalają upłynniać działalność rodzin, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Moje wcześniejsze rozróżnienie pomiędzy polityką socjalną a prorodzinną nie miało na celu zanegowanie tego rodzaju świadczeń. Przeciwnie, uważam, że są one konieczne. Z drugiej strony, we Francji, mają one tendencję do stawania się dominującymi, a nawet jedynymi działaniami na rzecz rodziny.
Oto trzy różne sytuacje praktyczne, które pozwolą państwu zapoznać się z koniecznymi kategoriami świadczeń. Jeżeli w Polsce one istnieją - to należy je zachować, jeżeli nie, to należy je stworzyć w celu rzeczywistego i skutecznego promowania rodziny. Mam nadzieję, że byłem przekonujący i moje wystąpienie pozwoli państwu na skorzystanie z doświadczeń francuskich.
Najważniejszy jest fakt istnienia woli uznania rodziny jako podstawowej komórki społecznej. W dalszej kolejności możemy się zastanawiać nad skutecznością poszczególnych rodzajów świadczeń. Podejmując jakiekolwiek działania ryzykujemy tym, że mogą się one okazać nieskuteczne. Jeżeli chodzi o świadczenia prorodzinne, wyróżniam trzy grupy ryzyka.
Kiedy realizujemy politykę społeczną, wprowadzamy progi, mówiąc: dostanie pan świadczenie, jeżeli pańskie dochody nie przekroczą pewnej sumy. Oznacza to, że dekretujemy stan bogactwa bądź ubóstwa w zależności od tego, czy ktoś zarabia więcej, czy mniej w stosunku do określonej przez nas sumy. Z takiej sytuacji mogą wynikać różne nierówności społeczne.
Przekroczenie ustalonej wartości nawet o kilka złotych powoduje zmianę statusu, przestanie bycia biednym i stanie się bogatym. Dlatego tak trudne jest ustalenie takiego progu, tym bardziej że ceny oraz inne punkty odniesienia zmieniają się z biegiem czasu. Taka sytuacja rodzi niepotrzebną niesprawiedliwość. Zadanie ustalenia progów jest tym trudniejsze, że należy zastanowić się, jakie dochody bierzemy pod uwagę - czy będą to dochody z pracy, czy dochody majątkowe, czy otrzymywane w naturze, czy uwzględniamy ilość osób żyjących w rodzinie. Jest to bardzo skomplikowane działanie, które nigdy dobrze nie funkcjonuje. Ponadto ustalanie progów jest często działaniem mechanicznym, dlatego unikajmy, jeżeli to możliwe ich wprowadzania.
Kolejnym ryzykiem jest stworzenie tak zwanej pułapki ubóstwa. Znów pozwalam sobie na krytykę polityki społecznej. Często obserwujemy, że podejmuje się pewne działania nie po to, by pozwolić ludziom wyjść z trudnej sytuacji materialnej, ale że działania te w konsekwencji utrzymują ich w tej sytuacji. To nie jest naszym celem. Nie pomagamy biednym po to, aby pozostali biedni, chorym, aby pozostali chorzy, ani bezrobotnym, aby pozostawali bez pracy. Na ogół pomoc polega na zmianie na lepsze. Podejmując środki korygujące, a nie prewencyjne, utrzymujemy niekorzystny stan rzeczy.
W Stanach Zjednoczonych Ameryki istnieje świadczenie mające na celu pomoc samotnym matkom. A priori można uznać takie świadczenie za dobroczynne, ale w konsekwencji okazało się, iż wiele kobiet tak organizowało życie rodzinne, że współmałżonkowie nie uznawali dzieci tylko dlatego, aby można było uzyskać odpowiednie świadczenie. W ten sposób udaje nam się tworzyć rodziny niepełne. Nie uważam tego za wielki sukces.
W naszych raportach staramy się podkreślać, że tego rodzaju świadczenia zamykają ludziom drogę do wyjścia z sytuacji uznanej za niepożądaną. Dlatego należy ograniczać działania korekcyjne do niezbędnego minimum, tym bardziej, że korekcja jest zawsze droższa od prewencji.
Doświadczenie dowiodło, że im więcej działań socjalnych w polityce rodzinnej, tym mniej jest ona skuteczna. Polityka socjalna jest nieskuteczna, tymczasem efekty polityki rodzinnej - jeżeli chodzi o liczbę urodzeń i stabilność małżeństw, są bardzo pozytywne.
W dalszej części swego wystąpienia będę mówił o kwestionowaniu istnienia rodzin. Pragnę podkreślić konieczność oparcia działań polityki rodzinnej na uznaniu istnienia rodziny. Instytucja rodziny powinna być uznana za fakt korzystny, jeżeli chcą państwo prowadzić politykę rodzinną.
Proponuję uznanie rodziny za inwestycję, a nie wydatek. Oznacza to, że inwestycja taka da nam określone zyski w przyszłości, bo chociaż wiele kosztuje, to wiele daje w zamian. Nie ma takiego kraju, który mógłby się rozwijać gospodarczo przy obserwowanej stagnacji demograficznej. Wasz kraj, podobnie jak inne kraje Europy nie ma wystarczającego przyrostu naturalnego.
Nie wystarczy mieć dzieci, trzeba także je edukować. To także jest czynnikiem przyszłego rozwoju gospodarczego. Rodzina to trwały związek kobiety i mężczyzny, który ma na celu posiadanie i wychowanie dzieci. Jak każda inwestycja kieruje się dbałością o przyszłość. Nie możemy żądać od rodziców, aby wychowywali dzieci, jeżeli nie uznamy, iż tworzą bogactwa. Zaprzeczałoby to koncepcji inwestycji, nastawionej na przyszłe zyski i prowadziłoby do sytuacji, w której rodzice nie chcieliby posiadać dostatecznej ilości dzieci.
Wiadomo, że w krajach europejskich przeważa liczba osób, które nie chcą mieć wielu dzieci. Dlatego polityka prorodzinna powinna dążyć do zapełnienia próżni, która powstaje. W tym celu potrzebna jest wola polityczna. Oczywiście nie mówiłem o niestabilności rodziny. Twierdzę jednak, że istnieje model trwałego związku, mającego na celu posiadanie i wychowanie dzieci oraz, że możliwe jest prowadzenie skutecznej polityki promującej ten model.
Polityka prorodzinna powinna być traktowana jako polityka w pełnym tego słowa znaczeniu. Powinna posiadać swoje cele, sposoby działania i swoje imperatywy. Jest to warunkiem skuteczności. Uznanie tej polityki, która może być uzupełniana poprzez inne działania, jest bardzo istotnym zagadnieniem. Na zakończenie chciałbym powiedzieć o dwóch bardzo istotnych rzeczach. Problemy rodziny dotyczą wszystkich. Prawdopodobnie dlatego nie ma ministra do spraw rodziny. Wszyscy ministrowie zajmują się rodziną, ale im więcej jest ludzi, którzy zajmują się pewnymi aspektami życia w rodzinie, tym mniej jest tych, którzy zajmują się specyfiką zagadnienia. Dlatego powinien istnieć pełnomocnik międzyresortowy koordynujący działania w tej sprawie. Gratuluje państwu tego osiągnięcia.
Swoje działania należy opierać na wolnym wyborze i na odpowiedzialności. Należy pozwolić tym, którzy mają taki wybór, na zakładanie rodziny, na wychowywanie dzieci. Przede wszystkim zaś należy się odwoływać do odpowiedzialności jednostek.
Polityka rodzinna nie oznacza upaństwowienia rodziny. Nie żądamy od państwa, by zajmowało się rodziną. Społeczeństwo musi jednak uznać istnienie rodziny, a macierzyństwo, posiadanie, wychowanie dzieci powinno być ułatwiane, jeżeli nie ma być karą. Jest to sposób na przejście od społeczeństwa indywidualistycznego do społeczeństwa opartego na uznaniu osoby, to znaczy jednostki, która z inną jednostką tworzy wymianę, a wymiana jest podstawowym pojęciem, nad którym zastanawiają się ekonomiści.

Dziękuję państwu.



Dokumenty

© Departament Spraw Rodziny