|
Tekst wygłoszony na konferencji „Polityka parorodzinna wyzwaniem dla młodego pokolenia”
Ks. Prof. Dr hab. Janusz Nagórny KUL
WOLNOŚĆ WYBORU
Zanim przyjdzie nam rozważyć zasadniczą perspektywę ludzkiej wolności odniesionej do tego jej szczególnego aspekty, jakim jest wolność wyboru, proszę pozwolić na kilka uwag wstępnych (zaprezentowanych w ogromnym skrócie). Wolność jedną z najważniejszych wartości ludzkich. Więcej – jest nie tylko wyrazem godności ludzkiej, ale i jej potwierdzeniem. Trzeba stale odkrywać wartość i sens ludzkiej wolności, a jeszcze bardziej uczynić ją owocną w żuciu poszczególnych osób i całych społeczeństw. Jednocześnie nie wolno nie widzieć tego, że słowo „wolność” stało się dzisiaj słowem-kluczem, słowem-zawołaniem. Niestety zbyt często potraktowanym hasłowo. Stąd można powiedzieć, że stało się słowem-wytrychem, który ma w życiu człowieka otwierać wszystko i wszystko usprawiedliwiać. Iluż to ludzi powołując się na wolność, w imię tejże wolności niszczą swoje życie i życie innych ludzi. Ta współczesna sytuacja wskazuje na swoiste paradoksy wolności. Dobrze by było, by młodzież miała świadomość tego, by uczyła się właściwie korzystać z daru wolności. Jednym z najważniejszych paradoksów jest fakt, że człowiek z jednej strony pragnie wolności, stara się o nią (niekiedy o nią nawet walczy), a z drugiej – istnieje w nim (nie zawsze do końca dobrze uświadomiony) swoisty lęk przed wolnością, a dokładniej: lęk przed odpowiedzialnością. Widoczne jest to zwłaszcza w tych sytuacjach życiowych, gdy człowiek (nie tylko młody) musi przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności za coś, co w jego życiu (działaniu) nie było udane. Jakże łatwo staje wówczas przed pokusą przerzucenia odpowiedzialności na innych („inni – winni”). Paradoks ludzkiej wolności zawiera się także w tym, że wolność jest darem utracalnym, że człowiek może na nowo poddać się w niewolę, że może tej wolności użyć przeciw sobie (lub przeciw drugiemu człowiekowi). Warto tu przypomnieć swoistą przestrogę św. Pawła: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. [...] Wy zatem, bracia, zostaliście powołani do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni, służcie sobie wzajemnie ” (Ga 5,1.13). Na innym miejscu św. Paweł stwierdza: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę” (1 Kor 6,12). Można by w tym miejscu podawać liczne przykłady „przegrywania wolności” i popadania w różne niewole ludzi młodych, dokonywane właśnie „w imię wolności”. I jeszcze jeden paradoks wolności, który jest paradoksem ludzkiego życia, nade wszystko życia ludzi młodych. Chodzi o to, że w człowieku współistnieją dwie sprzeczne tendencje-pragnienia. Z jednej strony człowiek pragnie wolności, niezależności, samodzielności, z drugiej – pragnie także bezpieczeństwa, które urzeczywistnia się między innymi w powierzeniu siebie innym (a nawet w poddaniu się innym). To poczucie bezpieczeństwa człowiek odnajduje wówczas, kiedy odnajduje cel i sens życia i kiedy doświadcza miłości (kocha i jest kochany). W imię pierwszej tęsknoty-pragnienia człowiek młody buntuje się, odrzuca autorytety, ucieka z domu. Nie znajdując zaś poczucia bezpieczeństwa w swym środowisku życia, albo ucieka w agresję, albo szuka złudnego bezpieczeństwa w grupach nieformalnych (często przestępczych) lub w sektach i ruchach parareligijnych. I jeszcze jedna uwaga wstępna – związana z rozważanym tu tematem: wolność wyboru jest tylko jedną stroną „medalu” wolności. Jej drugą stroną jest zawsze prawda o człowieku. Nie wystarczy więc stwierdzić, że w swoim wyborze jestem wolny, że mam możliwość wyboru, że nikt mi niczego nie narzuca, by w ten sposób uznać słuszność moralną tego wyboru. Bo ostatecznie chodzi o pytanie, czy ten mój wybór jest potwierdzeniem mojego człowieczeństwa, godności osobowej, czy mnie rozwija, czy też ostatecznie mnie pomniejsza? W kontekście prawdy o społecznym wymiarze ludzkiej egzystencji, a tym samym także ludzkiej wolności, trzeba pytać się także o to, czy mój wolny wybór nie narusza po prostu wolności innych. Zanim przyjdzie rozwinąć ten problem, trzeba najpierw zatrzymać się przy problemie koncepcji ludzkiej wolności, trzeba wskazać istotę ludzkiej wolności.
1. Istota ludzkiej wolności
Koncepcja ludzkiej wolności – właśnie dlatego, że „ludzkiej” – jest ściśle związana z koncepcją człowieka. Podstawowe jest tu pytanie: czy człowiek „stwarza” siebie od początku (wówczas jego wolność miałaby charakter absolutny), czy też jego człowieczeństwo (także z wszystkimi cechami, przymiotami osobistymi, niepowtarzalnymi) jest mu dane i zarazem zadane, a więc i wolność jest mu dana i zadana. Dla większości ludzi (i to nie tylko wierzących) wolność jest darem i zadaniem (dla jednych darem Boga, dla innych darem natury). Wolność ludzka jawi się jako „szczelina bytu” (wyrażenie Jana Pawła II) pomiędzy tym, kim człowiek jest, a kim może się stać, a kim powinien być. W tej powinności („stań się tym, kim jesteś”) objawia się wolność jako zadanie. W ten sposób odkrywamy podstawowe uwarunkowanie ludzkiej wolności. Uwarunkowanie, które niektórzy odbierają jako ograniczenie, a nawet jako zniewolenie. Jest to wolność bycia człowiekiem, stawania się człowiekiem. Można mówić: człowieku jesteś wolny, ale to nie znaczy, że wolno ci przestać być człowiekiem. Musisz przezwyciężyć dwie pokusy: pokusę ubóstwienia (postawienia siebie na miejscu Boga; a jeśli nie wierzysz w Boga, to traktowanie siebie jako nadczłowieka), ale też pokusę sprowadzenia siebie do świata zwierząt (pokusa determinizmu, czyli zaprzeczenia wolności). Jakże wymownie brzmią w tym kontekście słowa Jana Pawła II wypowiedziane podczas III pielgrzymki do Polski, do przedstawicieli nauki (w auli KUL‑u): „Człowiek też musi w imię prawdy o samym sobie przeciwstawić się dwojakiej pokusie: pokusie uczynienia prawdy o sobie poddaną swej wolności oraz pokusie uczynienia siebie poddanym światu rzeczy; musi się oprzeć zarówno pokusie samoubóstwienia, jak i pokusie samourzeczowienia [...]. Człowiek już 'od początku' nęcony jest pokusą poddania prawdy o sobie władzy swej woli i umieszczenia się przez to 'poza dobrem i złem'. Kuszony jest iluzją, że prawdę o dobru i złu pozna dopiero wtedy, gdy sam będzie o niej decydował”[1]. Tutaj mają swe źródło różne współczesne zniewolenia a nade wszystko zafałszowania ludzkiej wolności. Nie sposób rozwinąć szerzej ten skądinąd ważny a zarazem trudny problem (ze względu na ograniczony czas wystąpienia). Warto jednak podkreślić, że człowiek współczesny jest bardzo wyczulony na zewnętrzne ograniczenia swej wolności, natomiast znacznie mniej zwraca uwagę na to, co określa się jako zniewolenia wewnętrzne (np. poprzez cała sferę zmysłowo-popędową; poprzez egoizm, a szerzej poprzez niezdolność do miłości; poprzez uleganie nałogom – tu dramatyczne zjawisko, kiedy to młodzi odbierają sięgnięcie po narkotyki jako przejaw wolności, a nie jako drogę do zniewolenia; zniewalający charakter ulegania modom i to nie tylko w dziedzinie ubioru). Najgroźniejszym zafałszowaniem wolności – w świetle tego, co już o wolności zostało powiedziane – jest jej absolutyzacja, jej swoiste „ubóstwienie”. Tu chodzi nie tylko o to, że jest to wolność poza Bogiem. Tu chodzi także o jej oderwanie od prawdy, nade wszystko prawdy o człowieku. To na tym fundamencie rodzi się koncepcja wolności jako dowolności i samowoli, odrzucenie porządku moralnego (przyjdzie do tego powrócić), odrzucenie w imię źle pojętej wolności wszelkich autorytetów. Jedną z dróg zafałszowania ludzkiej wolności jest takie zniekształcenie hierarchii wartości, że człowiek staje się niewolnikiem rzeczy, niewolnikiem konsumpcji. Szukając zachłannie jedynie dóbr materialnych wypacza zasadniczy cel swego człowieczeństwa, zatraca wymiar duchowy i przestaje rozumieć prawdziwe bogactwo swojej osoby (być nad mieć; a tu odwrotnie). Wyraża to dobrze myśl Antoine’a de Saint-Exupery’ego: „Dobrze, kiedy przedmioty wytwarza się, by służyły ludziom, ale potworne, kiedy ludzi tworzy się, aby byli jak kosze na śmieci, gotowe na przyjęcie przedmiotów”[2]. Warto też zwrócić uwagę na pewne zafałszowanie ludzkiej wolności, którą nazwałbym być może szlachetną, ale błędną donkiszoterią, kiedy to walka o wolność przybiera kształt walki z wiatrakami, a wolność przybiera kształt „wymyślonej Dulcynei” (bo taka wolność tak naprawdę nie istnieje). Proszę pozwolić przypomnieć w tym miejscu słowa, które wypowiedziałem na sympozjum w Hanowerze we wrześniu 1991 roku głosząc referat na temat europejskiego wymiaru duchowości chrześcijańskiej: „To ludzie Europy stworzyli mit, i teraz z całą mocą go podtrzymują, jak to wiele w ich życiu zależy od ich osobistego wolnego wyboru i jak trzeba strzec prawa do tego osobistego wyboru choćby w kontekście eklezjalnego charakteru życia chrześcijańskiego. Tymczasem te wybory są podejmowane często tak naprawdę daleko od tego „sanktuarium”, jakim jest ludzkie sumienie. Moda i reklama, „przymus” zideologizowanej wolności sprawiają, że wybór dokonuje się jakby bez tego człowieka i poza tym człowiekiem. Europejczycy – niech to będzie wolno powiedzieć wyraźnie – są często nie tyle ludźmi zdolnymi podejmować prawdziwie wolne decyzje, co raczej ludźmi, którzy ulegają bądź własnym zachciankom, bądź ‑ w imię konformizmu – pewnym koncepcjom i tendencjom życia społecznego. Ten mit jest jednak wygodny, albowiem zakrywa żałosny niekiedy brak tożsamości i samostanowienia. Czy niektórzy Europejczycy nie są błędnymi rycerzami w pogoni za swoją wolnością? Jednakże tej wolności, która przybiera postać własnych ich marzeń i chce ich usidlić siecią nierzeczywistości, muszą zerwać maskę i zobaczyć jej prawdziwe oblicze. Może bowiem okazać się, że nie ma pięknej Dulcynei, że przeciwnik wyimaginowany, i że oto przyszło zmagać się z wiatrakami...”[3]. Świadomie pomijam tu szerszą prezentację chrześcijańskiej koncepcji wolności, tak mocno związaną z prawdą o ludzkiej grzeszności, a tym samym z prawdą o potrzebie wyzwolenia. Ale jeden aspekt tej koncepcji warto tu mocniej podkreślić, zwłaszcza że to jest kluczowy temat w nauczaniu Jana Pawła II. Chodzi o słowa Chrystusa: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (J 8,32). Prawda jest regułą i korzeniem wolności („Kiedy prawda nie jest wolna, wolność nie jest prawdziwa”). Chrystus daje człowiekowi wolność opartą na prawdzie: być wolnym – to używać swej wolności do tego, co jest prawdziwym dobrem. Jan Paweł II mówił do młodych na Westerplatte 12.06. 1987: „Człowiek jest sobą przez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie [...]. Człowiek idzie za prawdą [...], którą równocześnie dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się istotny dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku - rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być. W drugim wypadku człowiek sam siebie degraduje. Grzech pomniejsza człowieka”[4]. Odnosimy wolność do prawdy, prawdy o człowieku. Jednym z istotnych wymiarów tej prawdy jest fakt, że człowiek jest istotą społeczną, że jest powołany do wspólnoty i urzeczywistnia się we wspólnocie i poprzez wspólnotę (dzięki wspólnocie), a stąd też jego wolność z istoty swej ma charakter społeczny. Dlatego takim dramatycznym zafałszowaniem wolności jest jej koncepcja skrajnie indywidualistyczna (wolność moja; wolność dla mnie). Wówczas drugi człowiek (a szerzej całe społeczeństwo) jest przeszkodą na drodze wolności, a niekiedy nawet wrogiem indywidualnej wolności. Człowiek tymczasem ma zdobywać nie tylko dla siebie „przestrzeń życia” i troszczyć się o nią, lecz zwracać uwagę na to, czy jego postępowanie nie narusza tej „przestrzeni życia” innych osób; więcej: czy jest troską o dawanie tej przestrzeni innym. Społeczny wymiar wolności wskazuje na podstawowe ograniczenie ludzkiej wolności, jakim jest wolność (prawa) innych. Tutaj każda próba absolutyzacji własnej wolności („co mnie obchodzą inni?”; Kainowe: „nie jestem stróżem mego brata”) niszczy życie społeczne. Ponieważ na straży mojej i cudzej wolności w życiu społecznym stoi porządek prawny, społeczny wymiar wolności oznacza także odniesienie wolności do tegoż porządku. Przyjdzie o tym mówić jeszcze nieco dalej. Tutaj można jedynie dodać, że społeczny (wspólnotowy) wymiar wolności ostatecznie potwierdza się w ukierunkowaniu wolności na miłość (bo to miłość prowadzi do urzeczywistniania się osoby ludzkiej). O tej prawdzie wciąż przypomina Jan Paweł II: „Dar wolności. Trudny dar wolności, który sprawia, że wciąż bytujemy pomiędzy dobrem a złem. Pomiędzy zbawieniem a odrzuceniem. Wolność wszakże może przerodzić się w swawolę. A swawola – jak wiemy również z naszych własnych dziejów –- może omamić człowieka pozorem ‘złotej wolności’. Co krok jesteśmy świadkami, jak wolność staje się zaczynem różnorodnych ‘niewoli’ człowieka, ludzi, społeczeństw[...]. Człowiek nie może być prawdziwie wolny, jak tylko przez miłość[5]. Docieramy w ten sposób do bardzo ważnego problemu. By wolność do końca zrozumieć, nie wystarczy odwoływać się do wolności negatywnej („wolności od”), bo znacznie ważniejsza jest wolność pozytywna („wolność do”). Tymczasem dzisiaj – i to jest częste zafałszowanie wolności – ludzie chcą wyłącznie wolności „od”. W perspektywie wyborów (wszelkich wyborów życiowych) człowiek musi odpowiedzieć sobie na pytanie: po co jestem wolny? Co uczynię z moją wolnością? Co uczynię z moim człowieczeństwem? Odpowiedź fundamentalna brzmi: jestem wolny, by miłować. Miłość jest ostatecznym spełnieniem wolności. Tak więc wolność nie jest i nie może być sama w sobie celem. Dlatego konieczne jest zawsze odkrywanie pozytywnego wymiaru wolności („wolności do”), a tym samym powołania do miłości. Także tu warto przywołać słowa Jana Pawła II: „Wolność jest wielkim darem Bożym. Trzeba go dobrze używać. Miłość stanowi spełnienie wolności, a równocześnie do jej istoty należy przynależeć – czyli nie być wolnym, albo raczej: być wolnym w sposób dojrzały. Jednakże tego ‘nie-bycia-wolnym’ w miłości nigdy się nie odczuwa jako niewolę; nie odczuwa jako niewolę matka, że jest uwiązana przy chorym dziecku, lecz jako afirmację swojej wolności, jako jej spełnienie. Wtedy jest najbardziej wolna!”[6]. Jakże to ważne w kontekście dokonywanych wyborów, by każdy człowiek, a zwłaszcza młody, miał świadomość, że wolnym jest i staje się przez miłość i w miłości. Taka wolność przez miłość nie jest absolutna, bo odkrywa bogactwo drugiej osoby (wielu osób). Bez tej miłości wolność stawałaby się zawsze wolnością silniejszych, byłaby „wolnością dżungli”. Jakże ważne jest, by człowiek miał świadomość, że najwyższą wartością ludzką jest miłość a nie sama wolność. W imię wolność trzeba wybierać więc to co, potwierdza moje człowieczeństwo i jest uznaniem godności innych ludzi: trzeba opowiedzieć się po stronie miłości, po stronie dobra, po stronie tego, co służy człowiekowi.
2. Moralna słuszność wyboru
Z tego wszystkiego, co powiedziane zostało o samej wolności wynika jasno, że nie wystarczy zadowolić się stwierdzeniem, że jestem wolny w swoim wyborze (w swoich wyborach). Muszę pytać się bowiem, czy ten mój wolny wybór służy prawdziwemu dobru, a więc człowiekowi, jego godności, jego powołaniu do miłości. Zanim odpowiemy sobie na pytanie, jak poznać moralną godziwość wyborów życiowych, trzeba najpierw podkreślić, że wybory dokonywane przez człowieka nie w jednakowy sposób wpływają na jego życie. W konkrecie życia wprawdzie może być chwilowo dla człowieka ważny wybór, czy iść do kina (na przyjęcie itp.), czy też pozostać w domu i więcej czasu poświęcić rodzinie (zwłaszcza jeśli ktoś z domowników czeka na moją obecność). Ale człowiek ma świadomość, że takie wybory, jak wybór drogi życiowej, czy wybór partnera małżeńskiego ma znacznie donioślejszy charakter, bo w sposób istotny wpływa na kształt życia. Wybór życiowy trzeba odnieść zawsze do różnych sytuacji życiowych. Chodzi w zasadzie o dwa rodzaje takich sytuacji: zwyczajne i nadzwyczajne. Zwyczajne (wcale nie znaczy, że mniej doniosłe) to takie jak: czas dojrzewania; kierunek studiów, wybór zawodu, pracy; wybór drogi życiowej – powołania: np. małżeństwo. Nadzwyczajne to pewne – zazwyczaj niespodziewane – sytuacje życiowe, często o charakterze granicznym, kiedy to cała dotychczasowa wizja życia może być niejako postawiona pod znakiem zapytania, albo nawet lec w gruzach. To może być – dla przykładu: ciężka choroba, wypadek i kalectwo, śmierć dziecka, sytuacja „trójkąta małżeńskiego”, kiedy trzeba umieć powrócić do pierwotnej miłości i odpowiedzialności. Można tu przywołać wymowny przykład św. Maksymiliana Kolbe, który w obozie koncentracyjnym podejmuje w nadzwyczajnych okolicznościach decyzję oddania swego życia zamiast skazanego ojca rodziny). W etyce wskazuje się na dwa rodzaje wyborów moralnych: wybór podstawowy (zwany opcją fundamentalną) i wybory konkretne, niekiedy nazywane kategorialnymi (te mogą być zarówno doniosłe, jak i mniej znaczące; mogą być zwyczajne i nadzwyczajne). Istotne jest podkreślenie, że owa opcja fundamentalna jest wyborem całożyciowym, choć ma charakter dynamiczny: może być stale rozwijana i pogłębiana; jej zasadnicza zmiana jest niczym innym jak rodzajem przemiany moralnej (w kategoriach religijnych – nawróceniem). Jednocześnie trzeba podkreślić, że codzienne (konkretne) wybory życiowe albo są potwierdzeniem wyboru fundamentalnego, albo jego zaprzeczeniem, odejściem od niego, czyli niewiernością (a niekiedy zdradą). Człowiek, który chce być konsekwentny, wierny sobie, powinien poprzez swoje wybory konkretne, odniesione do różnych sytuacji życiowych, potwierdzać wciąż to, co wybrał jako zasadniczą drogę życia. Poetycko wyraził to Jerzy Liebert: „Jedno wiem i innych objawień W sposób bardziej naukowy wyraził to Jan Paweł II w encyklice „Veritatis splendor”: „Poprzez wybór podstawowy człowiek może nadać kierunek własnemu życiu i z pomocą łaski Bożej dążyć do swego celu, idąc za Bożym powołaniem. Ta możność jednak urzeczywistnia się w aktach wyboru określonych czynów, poprzez które człowiek świadomie kształtuje swoje życie zgodnie z wolą, mądrością i prawem Bożym. Trzeba zatem stwierdzić, że tak zwana opcja fundamentalna, o ile jest czymś różnym od jakiejś nieokreślonej intencji, nie ujętej jeszcze w formę zobowiązującą dla wolności, urzeczywistnia się zawsze poprzez świadome i wolne decyzje. Właśnie dlatego ta opcja zostaje odwołana wówczas, gdy człowiek wykorzystuje swą wolność, by dokonywać świadomych wyborów sprzecznych z nią, a dotyczących poważnej materii moralnej”[7]. Wybór podstawowy należy odnieść do tego, co określa się niekiedy „projektem życia”, a co w perspektywie chrześcijańskiej nazywamy powołaniem. Młody człowiek dokonując wyborów konkretnych jakoś objawia i zarazem urzeczywistnia swój projekt życia. Trzeba to odnieść do problemu sensu życia. Sens życia jawi się jako urzeczywistnienie tego projektu życia, jako urzeczywistnienie potencjalności własnego bytu. To jest ostatecznie samourzeczywistnienie. Mówił o tym Jan Paweł II do ludzi młodych podczas spotkania w Denver: „Pośród wszystkich sprzeczności życia szukamy jego prawdziwego sensu. Zdumiewamy się i zapytujemy: dlaczego? Dlaczego tu jestem? Po co żyję? Co powinienem czynić? Wszyscy zadajemy sobie te pytania. Cała ludzkość odczuwa naglącą potrzebę nadania sensu i celu temu światu, który staje się coraz bardziej skomplikowany i w którym coraz trudniej być szczęśliwym [...]. Zrezygnować ze stawiania sobie tych podstawowych pytań znaczy wyrzec się wielkiej przygody, jaką jest poszukiwanie prawdy o życiu”[8]. Dzisiaj w kontekście zagubienia sensu życia fundamentalne znaczenie ma pytanie o sens rzeczy i własnego istnienia, podstawowe pytanie: kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam, dlaczego istnieje zło, co mnie czeka po tym życiu? Postawiliśmy już sobie pytanie, jak rozpoznać dobroć moralną naszych wolnych wyborów. Otóż od strony subiektywnej (czyli od strony człowieka, który dokonuje tego wyboru) jest to pytanie o prawość sumienia, a od strony obiektywnej jest to pytanie o wybierane dobro: nie tylko czy to, co wybieram jest dobre, ale czy wybieram dobro, które tu i teraz jest dla mnie (i dla innych) lepsze. Kryterium rozpoznawania tego dobra możemy wyrazić już poprzez odniesienie do świata wartości (kryterium aksjologiczne) lub do świata zasad i norm moralnych, nazywanych też przykazaniami: nakazami i zakazami moralnymi (kryterium normatywne). Krótko o tych sprawach w odniesieniu do wolnych wyborów.
2.1. Wolny wybór a prawość sumienia Sumienie jest potwierdzeniem ludzkiej godności wolności. Jest miejscem, w którym człowiek dokonuje wyboru i przyjmuje odpowiedzialność za swoje życie. Jest tym centrum, w którym człowiek opowiada się po stronie określonych wartości, albo też je odrzuca, wybierając to, co jawi mu się jako wartość, choć faktycznie jest antywartością, zaprzeczeniem wartości. Sumienie umożliwia rozpoznanie dobra i podziw dla tego dobra; w tym sensie ma charakter praktyczny. W personalistycznej wizji sumienia podkreśla się, że nie chodzi tu jedynie o ocenę tego, co człowiek wybiera i czyni, ale ostatecznie chodzi o to, kim jest i kim powinien być poprzez to, co wybrał i co wciąż wybiera w swoim życiu. Jezus mówi: „Gdzie jest skarb twój, tam będzie i twoje serce” (Mt 6,21). Czyli: powiedz mi, co wybierasz, co jest dla ciebie wartością, skarbem, co tak naprawdę cenisz, a powiem ci kim jesteś. W języku biblijnym „serce” jest niejako centrum decyzyjnym człowieka, jest więc tym, co dzisiaj nazywamy sumieniem. Podobnie jak przy wolności, trzeba i tu się pytać o koncepcję sumienia. Podstawowa jest tu odpowiedź na pytanie, czy sumienie jest tylko „lektorem” porządku moralnego, który istnieje obiektywnie (niezależnie od moich wyborów), czy też jest „kreatorem” tegoż porządku (to ja ustanawiam, co jest dobre i złe). W tym drugim wypadku człowiek uważa, że sumienie jest jedynym jego przewodnikiem na drogach wolności („sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”). Wedle Soboru Watykańskiego II sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, w którym spotyka się on sam na sam z Bogiem. W sumieniu człowiek odkrywa nie tylko wezwanie do czynienia dobra a unikania zła, ale także – niejako „nadrzędne” – wezwanie do miłowania. Odkrywając to wezwanie do miłości, człowiek jednocześnie rozpoznaje prawo, którego sam sobie nie nakłada, a któremu winien być posłuszny[9]. (por. KDK 16). W wymiarze naturalnym sumienie jest tą rzeczywistością, która wyznacza całą osobową egzystencję człowieka i wskazuje na jego fundamentalną godność. Sumienie, choć jest wyznacznikiem ludzkiej wolności w stanowieniu o sobie samym, nie jest rzeczywistością autonomiczną. Obdarowanie sumieniem nie oznacza, że człowiek ma prawo stanowienia o dobru i złu. Dlatego też powoływanie się na wolność sumienia przy dokonywaniu wyboru nie może oznaczać zapomnienia tej prawdy, że człowiek może swoje sumienie zniekształcić, znieprawić,. Zniekształcenie sumienia, jego zafałszowanie dokonuje się na wielu różnych drogach. Najczęściej dokonuje się to przez niedbałość w poszukiwaniu pełnej prawdy i dobra oraz przez przyzwyczajenie się do określonego zła moralnego (grzechu). Trzeba tu ponadto podkreślić wpływ uwarunkowań społecznych na właściwą formację sumienia. Chodzi zwłaszcza o negatywny wpływ pewnych układów i sytuacji społecznych, które pośrednio wpływają na konkretne wybory moralne. Wprawdzie nie znosi to nigdy całkowicie odpowiedzialności indywidualnej osób dokonujących wyboru, ale trzeba się liczyć z tym wpływem społecznym w ocenie właściwego funkcjonowania sumienia. Decydująca jest więc prawość sumienia, czyli nazywanie zła złem, a dobra dobrem. Możliwość zakłamania, znieprawienia sumienia, możliwość nałożenia na niego „kagańca”, by przestało upominać, możliwość uciekania od jego głosu dobrze oddaje wiersz Ewy Lipskiej: „Głos” (tu tylko fragmenty): Mam o wiele lat za późno
| ||
© Departament Spraw Rodziny |