Tekst wygłoszony na konferencji „Polityka parorodzinna wyzwaniem dla młodego pokolenia”

 

 

Ks. Prof. Dr  hab. Janusz Nagórny KUL

 

WOLNOŚĆ WYBORU

 

 

            Zanim przyjdzie nam rozważyć zasadniczą perspektywę ludzkiej wolności odniesionej do tego jej szczególnego aspekty, jakim jest wolność wyboru, proszę pozwolić na kilka uwag wstępnych (zaprezentowanych w ogromnym skrócie).

            Wolność jedną z najważniejszych wartości ludzkich. Więcej – jest nie tylko wyrazem godności ludzkiej, ale i jej potwierdzeniem. Trzeba stale odkrywać wartość i sens ludzkiej wolności, a jeszcze bardziej uczynić ją owocną w żuciu poszczególnych osób i całych społeczeństw. Jednocześnie nie wolno nie widzieć tego, że słowo „wolność” stało się dzisiaj słowem-kluczem, słowem-zawołaniem. Niestety zbyt często potraktowanym hasłowo. Stąd można powiedzieć, że stało się słowem-wytrychem, który ma w życiu człowieka otwierać wszystko i wszystko usprawiedliwiać. Iluż to ludzi powołując się na wolność, w imię tejże wolności niszczą swoje życie i życie innych ludzi.

            Ta współczesna sytuacja wskazuje na swoiste paradoksy wolności. Dobrze by było, by młodzież miała świadomość tego, by uczyła się właściwie korzystać z daru wolności. Jednym z najważniejszych paradoksów jest fakt, że człowiek z jednej strony pragnie wolności, stara się o nią (niekiedy o nią nawet walczy), a z drugiej – istnieje w nim (nie zawsze do końca dobrze uświadomiony) swoisty lęk przed wolnością, a dokładniej: lęk przed odpowiedzialnością. Widoczne jest to zwłaszcza w tych sytuacjach życiowych, gdy człowiek (nie tylko młody) musi przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności za coś, co w jego życiu (działaniu) nie było udane. Jakże łatwo staje wówczas przed pokusą przerzucenia odpowiedzialności na innych („inni – winni”).

            Paradoks ludzkiej wolności zawiera się także w tym, że wolność jest darem utracalnym, że człowiek może na nowo poddać się w niewolę, że może tej wolności użyć przeciw sobie (lub przeciw drugiemu człowiekowi). Warto tu przypomnieć swoistą przestrogę św. Pawła: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli. [...] Wy zatem, bracia, zostaliście powołani do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni, służcie sobie wzajemnie ” (Ga 5,1.13). Na innym miejscu św. Paweł stwierdza: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę” (1 Kor 6,12). Można by w tym miejscu podawać liczne przykłady „przegrywania wolności” i popadania w różne niewole ludzi młodych, dokonywane właśnie „w imię wolności”.

            I jeszcze jeden paradoks wolności, który jest paradoksem ludzkiego życia, nade wszystko życia ludzi młodych. Chodzi o to, że w człowieku współistnieją dwie sprzeczne tendencje-pragnienia. Z jednej strony człowiek pragnie wolności, niezależności, samodzielności, z drugiej – pragnie także bezpieczeństwa, które urzeczywistnia się między innymi w powierzeniu siebie innym (a nawet w poddaniu się innym). To poczucie bezpieczeństwa człowiek odnajduje wówczas, kiedy odnajduje cel i sens życia i kiedy doświadcza miłości (kocha i jest kochany). W imię pierwszej tęsknoty-pragnienia człowiek młody buntuje się, odrzuca autorytety, ucieka z domu. Nie znajdując zaś poczucia bezpieczeństwa w swym środowisku życia, albo ucieka w agresję, albo szuka złudnego bezpieczeństwa w grupach nieformalnych (często przestępczych) lub w sektach i ruchach parareligijnych.

            I jeszcze jedna uwaga wstępna – związana z rozważanym tu tematem: wolność wyboru jest tylko jedną stroną „medalu” wolności. Jej drugą stroną jest zawsze prawda o człowieku. Nie wystarczy więc stwierdzić, że w swoim wyborze jestem wolny, że mam możliwość wyboru, że nikt mi niczego nie narzuca, by w ten sposób uznać słuszność moralną tego wyboru. Bo ostatecznie chodzi o pytanie, czy ten mój wybór jest potwierdzeniem mojego człowieczeństwa, godności osobowej, czy mnie rozwija, czy też ostatecznie mnie pomniejsza? W kontekście prawdy o społecznym wymiarze ludzkiej egzystencji, a tym samym także ludzkiej wolności, trzeba pytać się także o to, czy mój wolny wybór nie narusza po prostu wolności innych.

            Zanim przyjdzie rozwinąć ten problem, trzeba najpierw zatrzymać się przy problemie koncepcji ludzkiej wolności, trzeba wskazać istotę ludzkiej wolności.

 

1. Istota ludzkiej wolności

 

            Koncepcja ludzkiej wolności – właśnie dlatego, że „ludzkiej” – jest ściśle związana z koncepcją człowieka. Podstawowe jest tu pytanie: czy człowiek „stwarza” siebie od początku (wówczas jego wolność miałaby charakter absolutny), czy też jego człowieczeństwo (także z wszystkimi cechami, przymiotami osobistymi, niepowtarzalnymi) jest mu dane i zarazem zadane, a więc i wolność jest mu dana i zadana.

            Dla większości ludzi (i to nie tylko wierzących) wolność jest darem i zadaniem (dla jednych darem Boga, dla innych darem natury). Wolność ludzka jawi się jako „szczelina bytu” (wyrażenie Jana Pawła II) pomiędzy tym, kim człowiek jest, a kim może się stać, a kim powinien być. W tej powinności („stań się tym, kim jesteś”) objawia się wolność jako zadanie.

            W ten sposób odkrywamy podstawowe uwarunkowanie ludzkiej wolności. Uwarunkowanie, które niektórzy odbierają jako ograniczenie, a nawet jako zniewolenie. Jest to wolność bycia człowiekiem, stawania się człowiekiem. Można mówić: człowieku jesteś wolny, ale to nie znaczy, że wolno ci przestać być człowiekiem. Musisz przezwyciężyć dwie pokusy: pokusę ubóstwienia (postawienia siebie na miejscu Boga; a jeśli nie wierzysz w Boga, to traktowanie siebie jako nadczłowieka), ale też pokusę sprowadzenia siebie do świata zwierząt (pokusa determinizmu, czyli zaprzeczenia wolności).

            Jakże wymownie brzmią w tym kontekście słowa Jana Pawła II wypowiedziane podczas III pielgrzymki do Polski, do przedstaw­icieli nauki (w auli KUL‑u): „Człowiek też musi w imię prawdy o samym sobie przeci­wstawić się dwojakiej pokusie: pokusie uczynienia prawdy o sobie poddaną swej wolności oraz pokusie uczynienia siebie poddanym światu rzeczy; musi się oprzeć zarówno pokusie samoubóstwie­nia, jak i pokusie samourzeczowienia [...]. Człowiek już 'od początku' nęcony jest pokusą poddania prawdy o sobie władzy swej woli i umieszczenia się przez to 'poza dobrem i złem'. Kuszony jest iluzją, że prawdę o dobru i złu pozna dopiero wtedy, gdy sam będzie o niej decydował”[1].

            Tutaj mają swe źródło różne współczesne zniewolenia a nade wszystko zafałszowania ludzkiej wolności. Nie sposób rozwinąć szerzej ten skądinąd ważny a zarazem trudny problem (ze względu na ograniczony czas wystąpienia). Warto jednak podkreślić, że człowiek współczesny jest bardzo wyczulony na zewnętrzne ograniczenia swej wolności, natomiast znacznie mniej zwraca uwagę na to, co określa się jako zniewolenia wewnętrzne (np. poprzez cała sferę zmysłowo-popędową; poprzez egoizm, a szerzej poprzez niezdolność do miłości; poprzez uleganie nałogom – tu dramatyczne zjawisko, kiedy to młodzi odbierają sięgnięcie po narkotyki jako przejaw wolności, a nie jako drogę do zniewolenia; zniewalający charakter ulegania modom i to nie tylko w dziedzinie ubioru).

            Najgroźniejszym zafałszowaniem wolności – w świetle tego, co już o wolności zostało powiedziane – jest jej absolutyzacja, jej swoiste „ubóstwienie”. Tu chodzi nie tylko o to, że jest to  wolność poza Bogiem. Tu chodzi także o jej oderwanie od prawdy, nade wszystko prawdy o człowieku. To na tym fundamencie rodzi się koncepcja wolności jako dowolności i samowoli, odrzucenie porządku moralnego (przyjdzie do tego powrócić), odrzucenie w imię źle pojętej wolności wszelkich autorytetów.

            Jedną z dróg zafałszowania ludzkiej wolności jest takie zniekształcenie hierarchii wartości, że człowiek staje się niewolnikiem rzeczy, niewolnikiem konsumpcji. Szukając zachłannie jedynie dóbr materialnych wypacza zasadniczy cel swego człowieczeństwa, zatraca wymiar duchowy i przestaje rozumieć prawdziwe bogactwo swojej osoby (być nad mieć; a tu odwrotnie). Wyraża to dobrze myśl Antoine’a de Saint-Exupery’ego: „Dobrze, kiedy przedmioty wytwarza się, by służyły ludziom, ale potworne, kiedy ludzi tworzy się, aby byli jak kosze na śmieci, gotowe na przyjęcie przedmiotów”[2].

            Warto też zwrócić uwagę na pewne zafałszowanie ludzkiej wolności, którą nazwałbym być może szlachetną, ale błędną donkiszoterią, kiedy to walka o wolność przybiera kształt walki z wiatrakami, a wolność przybiera kształt „wymyślonej Dulcynei” (bo taka wolność tak naprawdę nie istnieje). Proszę pozwolić przypomnieć w tym miejscu słowa, które wypowiedziałem na sympozjum w Hanowerze we wrześniu 1991 roku głosząc referat na temat europejskiego wymiaru duchowości chrześcijańskiej: To ludzie Europy stworzyli mit, i teraz z całą mocą go podtrzymują, jak to wiele w ich życiu zależy od ich osobistego wolnego  wyboru i jak trzeba strzec prawa do tego osobistego wyboru choćby w kontekście eklezjalnego charakteru życia chrześcijańskiego. Tymczasem te wybory są podejmowane często tak naprawdę daleko od tego „sanktuarium”, jakim jest ludzkie sumienie. Moda i reklama, „przymus” zideologizowanej wolności sprawiają, że wybór  dokonuje  się  jakby bez tego człowieka i poza tym człowiekiem. Europejczycy – niech to będzie wolno powiedzieć wyraźnie – są  często  nie tyle ludźmi zdolnymi podejmować prawdziwie wolne decyzje, co raczej ludźmi, którzy ulegają bądź własnym zachciankom,  bądź ‑ w imię konformizmu – pewnym koncepcjom i tendencjom życia społecznego. Ten mit jest jednak wygodny, albowiem zakrywa żałosny  niekiedy brak tożsamości i samostanowienia. Czy niektórzy Europejczycy nie są błędnymi rycerzami w pogoni za swoją wolnością? Jednakże  tej wolności, która przybiera postać własnych ich marzeń i chce ich usidlić siecią nierzeczywistości, muszą  zerwać maskę i zobaczyć jej prawdziwe oblicze. Może bowiem okazać się, że nie ma pięknej Dulcynei, że przeciwnik wyimaginowany, i że oto przyszło zmagać się z wiatrakami...”[3].

            Świadomie pomijam tu szerszą prezentację chrześcijańskiej koncepcji wolności, tak mocno związaną z prawdą o ludzkiej grzeszności, a tym samym z prawdą o potrzebie wyzwolenia. Ale jeden aspekt tej koncepcji warto tu mocniej podkreślić, zwłaszcza że to jest kluczowy temat w nauczaniu Jana Pawła II. Chodzi o słowa Chrystusa: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (J 8,32). Prawda jest regułą i korzeniem wolności („Kiedy prawda nie jest wolna, wolność nie jest prawdziwa”). Chrystus daje człowiekowi wolność opartą na prawdzie: być wolnym – to używać swej wolności do tego, co jest prawdziwym dobrem.

            Jan Paweł II mówił do młodych na Westerplatte 12.06. 1987: „Człowiek jest sobą przez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie [...]. Człowiek idzie za prawdą [...], którą równocześnie dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się istotny dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku - rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być. W drugim wypadku człowiek sam siebie degraduje. Grzech pomniejsza człowieka”[4].

            Odnosimy wolność do prawdy, prawdy o człowieku. Jednym z istotnych wymiarów tej prawdy jest fakt, że człowiek jest istotą społeczną, że jest powołany do wspólnoty i urzeczywistnia się we wspólnocie i poprzez wspólnotę (dzięki wspólnocie), a stąd też jego wolność z istoty swej ma charakter społeczny. Dlatego takim dramatycznym zafałszowaniem wolności jest jej koncepcja skrajnie indywidualistyczna (wolność moja; wolność dla mnie). Wówczas drugi człowiek (a szerzej całe społeczeństwo) jest przeszkodą na drodze wolności, a niekiedy nawet wrogiem indywidualnej wolności. Człowiek tymczasem ma zdobywać nie tylko dla siebie „przestrzeń życia” i troszczyć się o nią, lecz zwracać uwagę na to, czy jego postępowanie nie narusza tej „przestrzeni życia” innych osób; więcej: czy jest troską o dawanie tej przestrzeni innym.

            Społeczny wymiar wolności wskazuje na podstawowe ograniczenie ludzkiej wolności, jakim jest wolność (prawa) innych. Tutaj każda próba absolutyzacji własnej wolności („co mnie obchodzą inni?”; Kainowe: „nie jestem stróżem mego brata”) niszczy życie społeczne. Ponieważ na straży mojej i cudzej wolności w życiu społecznym stoi porządek prawny, społeczny wymiar wolności oznacza także odniesienie wolności do tegoż porządku. Przyjdzie o tym mówić jeszcze nieco dalej. Tutaj można jedynie dodać, że społeczny (wspólnotowy) wymiar wolności ostatecznie potwierdza się w ukierunkowaniu wolności na miłość (bo to miłość prowadzi do urzeczywistniania się osoby ludzkiej).

            O tej prawdzie wciąż przypomina Jan Paweł II: „Dar wolności. Trudny dar wolności, który sprawia, że wciąż bytujemy pomiędzy dobrem a złem. Pomiędzy zbawieniem a odrzuceniem. Wolność wszakże może przerodzić się w swawolę. A swawola – jak wiemy również z naszych własnych dziejów –- może omamić człowieka pozorem ‘złotej wolności’. Co krok jesteśmy świadkami, jak wolność staje się zaczynem różnorodnych ‘niewoli’ człowieka, ludzi, społeczeństw[...].  Człowiek nie może być prawdziwie wolny, jak tylko przez miłość[5].

Docieramy w ten sposób do bardzo ważnego problemu. By wolność do końca zrozumieć, nie wystarczy odwoływać się do wolności negatywnej („wolności od”), bo znacznie ważniejsza jest wolność pozytywna („wolność do”). Tymczasem dzisiaj – i to jest częste zafałszowanie wolności – ludzie chcą wyłącznie wolności „od”. W perspektywie wyborów (wszelkich wyborów życiowych) człowiek musi odpowiedzieć sobie na pytanie: po co jestem wolny? Co uczynię z moją wolnością? Co uczynię z moim człowieczeństwem? Odpowiedź fundamentalna brzmi: jestem wolny, by miłować. Miłość jest ostatecznym spełnieniem wolności.

            Tak więc wolność nie jest i nie może być sama w sobie celem. Dlatego konieczne jest zawsze odkrywanie pozytywnego wymiaru wolności („wolności do”), a tym samym powołania do miłości. Także tu warto przywołać słowa Jana Pawła II: „Wolność jest wielkim darem Bożym. Trzeba go dobrze używać. Miłość stanowi spełnienie wolności, a równocześnie do jej istoty należy przynależeć – czyli nie być wolnym, albo raczej: być wolnym w sposób dojrzały. Jednakże tego ‘nie-bycia-wolnym’ w miłości nigdy się nie odczuwa jako niewolę; nie odczuwa jako niewolę matka, że jest uwiązana przy chorym dziecku, lecz jako afirmację swojej wolności, jako jej spełnienie. Wtedy jest najbardziej wolna!”[6].

            Jakże to ważne w kontekście dokonywanych wyborów, by każdy człowiek, a zwłaszcza młody, miał świadomość, że wolnym jest i staje się przez miłość i w miłości. Taka wolność przez miłość nie jest absolutna, bo odkrywa bogactwo drugiej osoby (wielu osób). Bez tej miłości wolność stawałaby się zawsze wolnością silniejszych, byłaby „wolnością dżungli”. Jakże ważne jest, by człowiek miał świadomość, że najwyższą wartością ludzką jest miłość a nie sama wolność. W imię wolność trzeba wybierać więc to co, potwierdza moje człowieczeństwo i jest uznaniem godności innych ludzi: trzeba opowiedzieć się po stronie miłości, po stronie dobra, po stronie tego, co służy człowiekowi.

           

2. Moralna słuszność wyboru

 

            Z tego wszystkiego, co powiedziane zostało o samej wolności wynika jasno, że nie wystarczy zadowolić się stwierdzeniem, że jestem wolny w swoim wyborze (w swoich wyborach). Muszę pytać się bowiem, czy ten mój wolny wybór służy prawdziwemu dobru, a więc człowiekowi, jego godności, jego powołaniu do miłości.

            Zanim odpowiemy sobie na pytanie, jak poznać moralną godziwość wyborów życiowych, trzeba najpierw podkreślić, że wybory dokonywane przez człowieka nie w jednakowy sposób wpływają na jego życie. W konkrecie życia wprawdzie może być chwilowo dla człowieka ważny wybór, czy iść do kina (na przyjęcie itp.), czy też pozostać w domu i więcej czasu poświęcić rodzinie (zwłaszcza jeśli ktoś z domowników czeka na moją obecność). Ale człowiek ma świadomość, że takie wybory, jak wybór drogi życiowej, czy wybór partnera małżeńskiego ma znacznie donioślejszy charakter, bo w sposób istotny wpływa na kształt życia.

Wybór życiowy trzeba odnieść zawsze do różnych sytuacji życiowych. Chodzi w zasadzie o dwa rodzaje takich sytuacji: zwyczajne i nadzwyczajne. Zwyczajne (wcale nie znaczy, że mniej doniosłe) to takie jak: czas dojrzewania; kierunek studiów, wybór zawodu, pracy; wybór drogi życiowej – powołania: np. małżeństwo. Nadzwyczajne to pewne – zazwyczaj niespodziewane – sytuacje życiowe, często o charakterze granicznym, kiedy to cała dotychczasowa wizja życia może być niejako postawiona pod znakiem zapytania, albo nawet lec w gruzach. To może być – dla przykładu: ciężka choroba, wypadek i kalectwo, śmierć dziecka, sytuacja „trójkąta małżeńskiego”, kiedy trzeba umieć powrócić do pierwotnej miłości i odpowiedzialności. Można tu przywołać wymowny przykład św. Maksymiliana Kolbe, który w obozie koncentracyjnym podejmuje w nadzwyczajnych okolicznościach decyzję oddania swego życia zamiast skazanego ojca rodziny).

W etyce wskazuje się na dwa rodzaje wyborów moralnych: wybór podstawowy (zwany opcją fundamentalną) i wybory konkretne, niekiedy nazywane kategorialnymi (te mogą być zarówno doniosłe, jak i mniej znaczące; mogą być zwyczajne i nadzwyczajne). Istotne jest podkreślenie, że owa opcja fundamentalna jest wyborem całożyciowym, choć ma charakter dynamiczny: może być stale rozwijana i pogłębiana; jej zasadnicza zmiana jest niczym innym jak rodzajem przemiany moralnej (w kategoriach religijnych – nawróceniem). Jednocześnie trzeba podkreślić, że codzienne (konkretne) wybory życiowe albo są potwierdzeniem wyboru fundamentalnego, albo jego zaprzeczeniem, odejściem od niego, czyli niewiernością (a niekiedy zdradą).

Człowiek, który chce być konsekwentny, wierny sobie, powinien poprzez swoje wybory konkretne, odniesione do różnych sytuacji życiowych, potwierdzać wciąż to, co wybrał jako zasadniczą drogę życia. Poetycko wyraził to Jerzy Liebert:

„Jedno wiem i innych objawień
Nie potrzeba oczom i uszom –
Uczyniwszy na wieki wybór
W każdej chwili wybierać muszę”

W sposób bardziej naukowy wyraził to Jan Paweł II w encyklice „Veritatis splendor”:   „Poprzez wybór podstawowy człowiek może nadać kierunek własnemu życiu i z pomocą łaski Bożej dążyć do swego celu, idąc za Bożym powołaniem. Ta możność jednak urzeczywistnia się w aktach wyboru określonych czynów, poprzez które człowiek świadomie kształtuje swoje życie zgodnie z wolą, mądrością i prawem Bożym. Trzeba zatem stwierdzić, że tak zwana opcja fundamentalna, o ile jest czymś różnym od jakiejś nieokreślonej intencji, nie ujętej jeszcze w formę zobowiązującą dla wolności, urzeczywistnia się zawsze poprzez świadome i wolne decyzje. Właśnie dlatego ta opcja zostaje odwołana wówczas, gdy człowiek wykorzystuje swą wolność, by dokonywać świadomych wyborów sprzecznych z nią, a dotyczących poważnej materii moralnej”[7].

Wybór podstawowy należy odnieść do tego, co określa się niekiedy „projektem życia”, a co w perspektywie chrześcijańskiej nazywamy powołaniem. Młody człowiek dokonując wyborów konkretnych jakoś objawia i zarazem urzeczywistnia swój  projekt życia. Trzeba to odnieść do problemu sensu życia. Sens życia jawi się jako urzeczywistnienie tego projektu życia, jako urzeczywistnienie potencjalności własnego bytu. To jest ostatecznie samourzeczywistnienie. Mówił o tym Jan Paweł II do ludzi młodych podczas spotkania w Denver: „Pośród wszystkich sprzeczności życia szukamy jego prawdziwego sensu. Zdumiewamy się i zapytujemy: dlaczego? Dlaczego tu jestem? Po co żyję? Co powinienem czynić? Wszyscy zadajemy sobie te pytania. Cała ludzkość odczuwa naglącą potrzebę nadania sensu i celu temu światu, który staje się coraz bardziej skomplikowany i w którym coraz trudniej być szczęśliwym [...]. Zrezygnować ze stawiania sobie tych podstawowych pytań znaczy wyrzec się wielkiej przygody, jaką jest poszukiwanie prawdy o życiu”[8]. Dzisiaj w kontekście zagubienia sensu życia fundamentalne znaczenie ma pytanie o sens rzeczy i własnego istnienia, podstawowe pytanie: kim jestem, skąd przychodzę, dokąd zmierzam, dlaczego istnieje zło, co mnie czeka po tym życiu?

            Postawiliśmy już sobie pytanie, jak rozpoznać dobroć moralną naszych wolnych wyborów. Otóż od strony subiektywnej (czyli od strony człowieka, który dokonuje tego wyboru) jest to pytanie o prawość sumienia, a od strony obiektywnej jest to pytanie o wybierane dobro: nie tylko czy to, co wybieram jest dobre, ale czy wybieram dobro, które tu i teraz jest dla mnie (i dla innych) lepsze. Kryterium rozpoznawania tego dobra możemy wyrazić już poprzez odniesienie do świata wartości (kryterium aksjologiczne) lub do świata zasad i norm moralnych, nazywanych też przykazaniami: nakazami i zakazami moralnymi (kryterium normatywne). Krótko o tych sprawach w odniesieniu do wolnych wyborów.

           

2.1.  Wolny wybór a prawość sumienia

Sumienie jest potwierdzeniem ludzkiej godności wolności. Jest miejscem, w którym człowiek dokonuje wyboru i przyjmuje odpowiedzialność za swoje życie. Jest tym centrum, w którym człowiek opowiada się po stronie określonych wartości, albo też je odrzuca, wybierając to, co jawi mu się jako wartość, choć faktycznie jest antywartością, zaprzeczeniem wartości. Sumienie umożliwia rozpoznanie dobra i podziw dla tego dobra; w tym sensie ma charakter praktyczny. W personalistycznej wizji sumienia podkreśla się, że nie chodzi tu jedynie o ocenę tego, co człowiek wybiera i czyni, ale ostatecznie chodzi o to, kim jest i kim powinien być poprzez to, co wybrał i co wciąż wybiera w swoim życiu.

Jezus mówi: „Gdzie jest skarb twój, tam będzie i twoje serce” (Mt 6,21). Czyli: powiedz mi, co wybierasz, co jest dla ciebie wartością, skarbem, co tak naprawdę cenisz, a powiem ci kim jesteś. W języku biblijnym „serce” jest niejako centrum decyzyjnym człowieka, jest więc tym, co dzisiaj nazywamy sumieniem.

Podobnie jak przy wolności, trzeba i tu się pytać o koncepcję sumienia. Podstawowa jest tu odpowiedź na pytanie, czy sumienie jest tylko „lektorem” porządku moralnego, który istnieje obiektywnie (niezależnie od moich wyborów), czy też jest „kreatorem” tegoż porządku (to ja ustanawiam, co jest dobre i złe). W tym drugim wypadku człowiek uważa, że sumienie jest jedynym jego przewodnikiem na drogach wolności („sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”).

Wedle Soboru Watykańskiego II sumienie jest najtajniejszym ośrodkiem i sanktuarium człowieka, w którym spotyka się on sam na sam z Bogiem. W sumieniu człowiek odkrywa nie tylko wezwanie do czynienia dobra a unikania zła, ale także – niejako „nadrzędne” – wezwanie do miłowania. Odkry­wając to wezwanie do miłości, człowiek jednocześnie rozpoznaje prawo, którego sam sobie nie nakłada, a któremu winien być po­słuszny[9]. (por. KDK 16).

            W wymiarze natural­nym sumienie jest tą rzeczywistością, która wyznacza całą osobową egzystencję człowieka i wskazuje na jego fundamentalną godność. Sumienie, choć jest wyznacznikiem ludzkiej wolności w sta­nowieniu o sobie samym, nie jest rzeczywistością autonomiczną.­ Obdarowanie sumieniem nie oznacza, że człowiek ma prawo stano­wienia o dobru i złu. Dlatego też powoływanie się na wolność sumienia przy dokonywaniu wyboru nie może oznaczać zapomnienia tej prawdy, że człowiek może swoje sumienie zniekształcić, znieprawić,.  

            Zniekształcenie sumienia, jego zafałszowanie dokonuje się na wielu różnych drogach. Najczęściej dokonuje się to przez niedbałość w poszukiwaniu pełnej prawdy i dobra oraz przez przyzwyczajenie się do określonego zła moralnego (grzechu). Trzeba tu ponadto podkreślić wpływ uwarunkowań społecznych na właściwą formację sumienia. Chodzi zwłaszcza o negatywny wpływ pewnych układów i sytuacji społecznych, które pośrednio wpływają na konkretne wybory moralne. Wprawdzie nie znosi to nigdy całkowicie odpowie­dzialności indywidualnej osób dokonujących wyboru, ale trzeba się liczyć z tym wpływem społecznym w ocenie właściwego funkcjonowania sumienia.

            Decydująca jest więc prawość sumienia, czyli nazywanie zła złem, a dobra dobrem. Możliwość zakłamania, znieprawienia sumienia, możliwość nałożenia na niego „kagańca”, by przestało upominać, możliwość uciekania od jego głosu dobrze oddaje wiersz Ewy Lipskiej: „Głos” (tu tylko fragmenty):

Mam o wiele lat za późno
aby coś postanowić.
Żałuję, że nikomu w życiu
niczego nie przyrzekałem.
Jedynie jeszcze głos swój zabieram na długie spacery
Wybiega daleko przede mnie,
kiedy za miastem zdejmuję z niego kaganiec
Ten głos często odwołuje mnie na bok
albo  zwołuje mnie do siebie żałosnym skowytem.
Pewnie chce mi powiedzieć
że ominęło mnie coś w życiu,
coś bardzo ważnego
.

            W kontekście możliwości znieprawienia ludzkiego sumienia warto też przypomnieć słowa Jana Pawła II, skierowane do młodych w Denver: „Dlaczego sumienia młodych ludzi nie buntują się przeciw tej sytuacji, zwłaszcza przeciw moralnemu złu, które bierze początek z osobistych wyborów? Dlaczego tak wielu milczy wobec postaw i zachowań, które obrażają ludzką godność i zniekształcają w nas obraz Boży? Naturalną koleją rzeczy sumienie powinno wskazywać jednostkom i całej ludzkości, jak śmiertelnym niebezpieczeństwem jest spokojne godzenie się na zło i grzech. A jednak nie zawsze się tak dzieje. Czyżby dlatego, że samo sumienie traci zdolność odróżniania dobra i zła? [...] W kulturze, która utrzymuje, że nie mogą istnieć żadne uniwersalne prawdy, nie ma wartości absolutnych. Ostatecznie zatem dochodzi się do konkluzji, że obiektywne dobro i zło nie mają już znaczenia. Dobro zaczyna oznaczać to, co w danej chwili przyjemne i użyteczne. Złem nazywa się wszystko, co przeszkadza w zaspokojeniu subiektywnych pragnień. Każdy może sobie zbudować prywatny system wartości”[10].

            Nie jest łatwo odbudować sumienie, które zostało zdeprawowane. Nie jest łatwo odnaleźć na nowo światło, które zostało przesłonięte różnymi złudzeniami i mirażami ludzkiego życia, a zwłaszcza przyzwyczajeniem do takiego stylu życia, który wskazuje na swoistą degenerację człowieczeństwa. Długa jest zazwyczaj droga powrotu do światła, które prześwietli do końca życie człowieka i pozwoli mu na nowo podjąć trud wolności na miarę prawdy i miłości. Tutaj bardzo ważne jest odkrywanie prawdziwego świata wartości.

 

                                   2.2. Wolny wybór a hierarchia wartości

W konkrecie życia potwierdzamy wspomniany wybór fundamentalny (lub zaprzeczamy mu) poprzez wybory konkretnych wartości. Dlatego tak ważne jest odniesienie do hierarchii wartości. W układzie wartości nie wszystkie wartości są jednakowe, są ułożone właśnie w hierarchię. Wyższe wartości mają organizować i nadawać sens niższym. Niższe mają ustępować wyższym. Niższe są zawsze środkiem do celu dla wartości wyższych. Człowiek powinien być świadom, że nie może wszystkiego mieć na raz. Jakże często wybór określonej (określonych) wartości oznacza jednocześnie rezygnację z innych. To z tej racji wybory są nie tylko trudne, ale niekiedy wręcz dramatyczne.

Niestety dzisiaj dość często odchodzi się od obiektywnego porządku wartości. Można wskazać tu na trzy fundamentalne zafałszowania w dziedzinie systemu przyjętych wartości: jednostronność moralną, przewrotność moralną, podłość moralną. Jednostronność moralna (ciasnota moralna; „końskie okulary”) oznacza zawężenie świata wartości do jakiejś określonej grupy wartości. Najczęściej chodzi tu o ograniczenie się do tych wartości, które przez swoją konkretność łatwiej narzucają się człowiekowi i zaspokajają jego najbardziej podstawowe potrzeby (wartości materialne i biologiczne). Im wyższe wartości, tym ich zaspokojenie staje się spokojniejsze, mniej natarczywe, dlatego też człowiek może nie zauważyć ich braku w swoim życiu. Nic więc dziwnego, że jednostronność moralna wiąże się zawsze z jakąś odmianą materializmu, w którym przesuwają się na plan dalszy (lub zostają zupełnie wyeliminowane) wartości duchowe i religijne.

            Natomiast przewrotność moralna w podejściu do wartości oznacza takie odwrócenie hierarchii wartości, w którym wartości niższe zajmują miejsce wartości wyższych i odwrotnie. W ten sposób zostaje zachwiana hierarchia celów i środków. To, co powinno być w życiu człowieka tylko środkiem do osiągnięcia celu, staje się dla niego celem samym w sobie. Także i tutaj wartości materialne, biolo­giczne, związane z podstawową egzystencją ludzką mogą stać się celem samym w sobie. Trzeba to widzieć w dzisiejszych postawach jakiegoś „ubóstwienia” pewnych wartości, które wprawdzie są wartościami w jakiś sposób wyznaczającymi także bogactwo życia ludzkiego, ale które w żadnej mierze nie zasługują na miano wartości najwyższych (np. ubóstwienie sportu).

Jeszcze bardziej fundamentalnym i groźnym dla życia ludzkiego zafałszowaniem jest podłość moralna. Tutaj nie tylko dochodzi do całkowitego przestawienia hierarchii celów i środków, ale człowiek znieprawia swoje sumienie przez to, że posługuje się pewnymi wartościami wyższymi lub najwyższymi, dla osiągnięcia wartości niższych. Człowiek może w ten sposób wykorzystać wartości duchowe, nadprzyrodzone, aby osiągnąć pewne cele materialne lub społeczne. Człowiek może sprzedać swoje sumienie, swoją godność osobową za określone korzyści materialne lub za pewien awans w hierarchii społecznej. W tym sensie podłością byłoby także wykorzystywanie wartości religijnych do jakiejś manipulacji politycznej.

            Jeśli na czele wartości ktoś postawi przyjemność, to wówczas jego etyka będzie etyką hedonisty, człowieka szukającego nieustannie przyjemności i wszystko oceniającego jedynie w kategorii przyjemności. Taki człowiek, nawet jeśli będzie mówił o służbie i poświęceniu, to jednak w ostatecznym rozrachunku będzie mu chodziło o uniknięcie wszelkiego trudu i cierpienia, będzie chciał, by wszystko wiązało się z przyjemnością. Inny przykład. Spotkanie z człowiekiem, dla którego najwyższą wartością jest władza, panowanie nad innymi. Najpierw taki człowiek będzie za wszelką cenę chciał się „dorwać” do władzy, a jak już ją osiągnie, będzie niszczył ludzi wokół siebie, zwłaszcza zdolnych, bo będzie w nich widział jedynie zagrożenie dla swego panowania.

Dzisiaj znajdą się i tacy ludzie, którzy mogą uznać za wartości rzeczy, które są antywartościami (obiektywnie pozbawione wartości), mogą także takim rzekomym wartościom podporządkować swoje życie. W skrajnych przypadkach człowiek może nawet świadomie opowiedzieć się po stronie zła i oddać się jemu na służbę. Rzadko jednak taki człowiek mówi, że chce służyć złu i zło raczej nazywa dobrem. Oznacza to, że albo błędnie rozpoznał hierarchię wartości, albo świadomie ją zniekształca, przedstawiając zło jako dobro, gdyż ma na celu osiągnięcie pewnych korzyści.

            Musi więc być jakiś nadrzędny system, wartość nadrzędna, która będzie punktem wyjścia – „bazą” – dla porządkowania całości życia ludzkiego w odniesieniu do poszczególnych wartości. Tę konieczność odnoszenia wyborów do prawdziwego świata wartości pięknie wyraził A. de Saint-Exupery: „Od dawna nauczyłem się rozróżniać to, co ważne, od tego, co pilne. Pilne jest rzecz jasna, żeby człowiek jadł, gdyż bez pożywienia nie będzie człowieka i w ten sposób problem przestanie istnieć. Ale miłość, sens życia i smak rzeczy Boskich są ważniejsze [...]. Nie stawiam więc sobie pytania, czy człowiek będzie, czy też nie będzie szczęśliwy, czy będzie żył w dostatku i wygodzie. Pytam przede wszystkim o to, jaki człowiek będzie dostatni, szczęśliwy i wygodnie żyjący [...]. Nie odrzucam bynajmniej zdobyczy człowieka, które pozwalają mu wstępować ‑ jak po schodach ‑ coraz wyżej. Ale nie chcę pomylić celu ze środkiem, schodów ze świąty­nią. Konieczne jest, aby schody dawały dostęp do świątyni, w przeciwnym razie będzie to świątynia bezludna. Ale ważna jest tylko świątynia. Konieczne jest, aby rodzaj ludzki trwał i miał do dyspozycji to, co pozwala mu wzrastać. Ale to wszystko tylko schody, prowadzące do człowieka. Dusza, którą mu zbuduję, będzie jak bazylika, bo tylko ona jest ważna. Potępiam was więc nie za to, że zależy wam na zwykłym życiu. Ale za to, że traktujecie je jako cel[11].

 

                        2.3. Wolność wyboru a normy moralne (obiektywny porządek moralny)

            Niejako równolegle, a nie konkurencyjnie w stosunku do kryterium wartości, trzeba oceniać słuszność moralną naszych wolnych wyborów poprzez odniesienie ich do norm moralnych, do konkretnych nakazów i zakazów, z jakimi spotykamy się w życiu.

            Dzisiaj istnieje niestety wyraźna „alergia” na normy moralne i prawne. Wszelkie nakazy i zakazy (te ostatnie nade wszystko) odbierane są jako ograniczenie wolności. Niektórzy uważają je za nie do pogodzenia z wolnością ludzką. Tymczasem normy moralne (a w dalszej kolejności normy prawne) stoją na straży prawdy o człowieku i na straży wartości, ostatecznie więc na straży ludzkiej wolności. 

            Przykazania (nakazy i zakazy) nie ograniczają ludzkiej wolności, ale ją właściwie ukierunkowują. Wolność ludzka nie oznacza przywileju błądzenia. Jak to podkreśliliśmy wyżej, wolność nie zamyka się jedynie w uwolnieniu się (wolności) od różnych uwarunkowań i wszelkiego ucisku (przymusu), ale jest nade wszystko wolnością jako zdolnością do pełnego stawania się człowiekiem, jest wolnością do miłości. Jeśli człowiek chce naprawdę „jechać” drogą miłości, to przykazania – jako swoiste „znaki drogowe” – nigdy nie stawiają ograniczeń tej miłości, lecz wskazują na wszelkie niebezpieczeństwa, ślepe uliczki, przeszkody, czyli na to wszystko, co zagraża wypełnieniu przykazania miłości.

            Tutaj szczególna rola przypada wszelkim zakazom moralnym, które mają na celu ukazać wyraźną granicę pomiędzy miłością a jej brakiem, pomiędzy dobrem moralnym a złem (grzechem). Przykazanie sformułowane jako zakaz wskazuje bardzo wyraźnie granicę, poza którą człowiek nie powinien wyjść, jeśli chce pozostać nie tylko chrześcijaninem, ale w ogóle człowiekiem. Norma moralna sformułowana w postaci zakazu podkreśla, że wprawdzie istnieje wyraźna granica pomiędzy dobrem a złem, ale nie można do końca wyznaczyć granicy samemu dobru jako takiemu, bo zawsze można uczynić coś jeszcze lepszego. Można przykładowo odwołać się tu do przykazania: „nie zabijaj!”, które zakazuje wszelkiego godzenia w życie człowieka niewinnego. Wiadomo jednak, że to przykazanie odczytywane w duchu miłości należy widzieć jednocześnie jako wezwanie do obrony i ochrony życia, do wszelkiej troski o życie. W takim krótkim przykazaniu łatwiej jest określić to, czego nie powinno się robić, aniżeli to, co trzeba czynić. Takie przykazanie ukazując granicę między dobrem a złem, nie zamyka jednocześnie granicy dobru. Zakaz pozwala więc paradoksalnie na podejście do pozytywnych zobowiązań moralnych w duchu wolności ukierunkowanej na miłość. Życie ludzkie jest zbyt bogate, by można było wszystkie obowiązki płynące z miłości zamknąć w określonych nakazach. Zawsze jednak można określić to postępowanie ludzkie, które jest już naruszeniem miłości i godności ludzkiej, i takiego postępowania zakazać. Tak więc zarówno nakazy, jak i zakazy mają swój ostateczny sens w obronie określonych wartości. W porządku stworzeń tą wartością najwyższą jest sam człowiek. Człowiek – będąc istotą wolną – nie może postępować wbrew temu, co wyznacza jego godność osobową.

Nie wchodząc w szczegóły warto tylko wspomnieć, że w tym podejściu do norm moralnych trzeba uniknąć dwu skrajności: zarówno legalizmu, jak i skrajnego sytuacjonizmu.

 

3. W duchu odpowiedzialności

            Warto jeszcze – w ogromnym skrócie – podkreślić, że wolność wyborów potwierdza się ostatecznie (zapewne w sposób paradoksalny) w przyjęciu za nie odpowiedzialności. Skoro to były moje decyzje, skoro w nich objawiłem i potwierdziłem siebie, trzeba żebym przyjął na siebie wszystkie konsekwencje takich wyborów. Jak już to było wspomniane, dramatem życia wielu ludzi jest to, że tak bardzo powołują się na osobistą wolność, tak bardzo pragną wolności, a jednocześnie nie chcą przyjąć odpowiedzialności za swe życie, a przynajmniej nie czynią tego w odniesieniu do wielu wyborów życiowych.

            Postawa odpowiedzialności ma charakter dynamiczny, może być stale pogłębiana i umacniana. Wiąże się to z całym dynamizmem ludzkiej wolności, stąd też trzeba mówić o wzajemnej zależności: im więcej wolności (prawdziwej!), tym więcej odpowiedzialności. I odwrotnie: im bardziej ktoś nosi w sobie poczucie odpowiedzialności, tym bardziej staje się wolny. Odpowiedzialność jawi się tutaj nade wszystko jako swoiste kryterium, jako sprawdzian, czy człowiek odkrył swoją „wolność do”, a więc wolność jako zdolność do miłości.

            Ta wzajemna zależność wolności i odpowiedzialności prowadzi do stwierdzenia, że poczucie odpowiedzialności jest najlepszą gwarancją wolności i umożliwia wprowadzenie jej w życie. Wiąże się to z tym, co zostało już wyżej podkreślone, że wolność może być utracona, może się zwrócić przeciw człowiekowi. Człowiek nie możne więc być prawdziwie wolnym bez równoczesnego obudzenia w sobie większej świadomości odpowiedzialności za własne życie i za innych ludzi na miarę życiowego powołania.

            Jak jest z tym poczuciem odpowiedzialności w dzisiejszym świecie? Sytuacja nie wydaje się jednoznaczna. Z jednej strony rośnie bez wątpienia poczucie odpowiedzialności wraz ze świadomością wolności. Z drugiej istnieje wyraźna tendencja w świecie: nie tylko utrata poczucia odpowiedzialności, ale nawet świadome odrzucenie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Można wskazywać na liczne przykłady tej utraty poczucia odpowiedzialności. Chodzi tu między innymi o  wszelkie przejawy obojętności na sprawy drugiego człowieka i na sprawy społeczne, ale też o wszystko to, co świadczy, że człowiek zamknął się na siebie samego, na swój pełny rozwój osobowy. Dzisiaj istnieje wiele „ucieczek od wolności” (por. tytuł książki E. Fromma), które jednocześnie są ucieczkami od odpowiedzialności za życie (przykładem szczególnie drastycznym narkomania i alkoholizm).

            Fundamentalne wezwanie człowieka do odpowiedzialnego korzystania z wolności nabiera w kontekście współczesności jeszcze większego znaczenia. Im więcej bowiem znaków wskazuje na to, że człowiek dzisiejszy gubiąc prawdziwe poczucie odpowiedzialności, zatraca tym samym swoją wolność, tym bardziej konieczne staje się wychowanie do odpowiedzialno­ści, które nie może się zrealizować inaczej jak na drodze prawego sumienia.

            Podkreślenie ścisłego powiązania wolności i odpowiedzialności pozwala zrozumieć, że postawa odpowiedzialności jawi się jako odkrycie i urzeczywistnianie pozytywnego wymiaru wolności: „wolności do czegoś”. To ten wymiar wolności odsłania powołanie człowieka do miłości i wskazuje, że człowiek nie może inaczej spełnić się jako osoba, jak przez bezinteresowny dar z siebie. W ten sposób staje się oczywiste, że postawa odpowiedzialności jest niczym innym jak odkryciem i przyjęciem powołania do miłości, jest właściwie „odpowiedzialnością za miłość”[12].

            Odpowiedzialność jest więc postawą, która jest niejako „rozpięta” pomiędzy dwoma istotnymi wyznacznikami życia ludzkiego: pomiędzy darem i powołaniem do wolności, a darem i powołaniem do miłości. Prawdziwie wolny człowiek rozpoznając swoje powołanie, chce na nie odpowiedzieć i już sama ta gotowość do odpowiedzi rodzi poczucie odpowiedzial­ności. Tak rozumiana odpowiedzialność jest czymś daleko więcej niż tylko poczuciem obowiązku, wykracza daleko poza wypełnienie określonych powinności i zadań w duchu obowiązkowości, przyjmuje charakter postawy całożyciowej i ma charakter tak samo dynamiczny, jak dynamiczna jest miłość. Stąd potrzeba takiego poczucia odpowiedzialności jawi się szczególnie tam, gdzie problem dobra nie jest zbyt dokładnie określony przez zapis obowiązków (przez określone prawo). Życie jest zawsze bogatsze niż odgórne określenie obowiązków, dlatego nie wystarczy poczucie odpowiedzialności odniesione wyłącznie do przepisów i praw, bo życia nie da się zamknąć w szablonach.

            Dynamizm odpowiedzialności, którą odczytuje się poprzez powołanie człowieka do miłości, prowadzi do przekonania, że poczucie odpowiedzialności powinno być wyraźnie ukierunkowane na przyszłość. W perspektywie przyszłości odpowiedzialność oznacza stałą gotowość do wykorzystania wszystkich możliwości, jakie niesie ze sobą życie, a które trzeba widzieć jako dary Bożej Opatrzności. Oznacza także stałą otwartość na większe dobro, nawet jeśli ono aktualnie nie wydaje się możliwe do osiągnięcia. To szukanie „czegoś więcej”, to oczekiwanie na lepsze możliwości wcale nie oznacza jednak rezygnacji z odpowiedzialności za to dobro, które w danej chwili jest możliwe do zrealizowania. Człowiek odpowiedzialny będzie umiał wybrać najlepszą z aktualnych możliwości, uwzględniając nie tyle odniesienie do siebie samego („najlepsze dla mnie”), co do obiektywnego porządku wartości.

            Chociaż w postawie odpowiedzialności najważniejsze – jak się wydaje – jest to ukierunkowanie na przyszłość, to jednak swoistym kryterium, najlepszym sprawdzianem postawy odpowiedzialności w konkretnym życiu jest odniesienie do przeszłości. Odpowie­dzialność oznacza wówczas między innymi zdolność i chęć ponoszenia konsekwencji swoich wcześniejszych wyborów i działań, zwłaszcza gdy niosą one ze sobą negatywne skutki. Przyznanie się do błędu, wycofanie się z błędnego stanowiska, zmiana decyzji i opinii, także wtedy, kiedy się ją już publicznie wypowiedziało, jest wprawdzie rzeczą niełatwą, ale jest jednocześnie jednym z istotnych znaków odpowiedzialności. W perspektywie chrześcijańskiej jest to stała gotowość do przemiany i nawrócenia.

            Właściwie i to przyjęcie odpowiedzialności za przeszłość w ostatecznym rozrachunku jest przyjęciem odpowiedzialność za przyszłość. Jeśli bowiem człowiek nie umie krytycznie ocenić swoich czynów, jeśli nie potrafi dokonać rachunku sumienia, by wiedzieć, co trzeba w życiu zmienić, jeśli trwa uporczywie w złu (grzechu), czyż można o nim powiedzieć, że będzie umiał zachować się odpowiedzialnie w przyszłości? Świadomość własnych słabości i ograniczeń sprawia, że człowiek prawdziwie odpowiedzialny potrafi już w momencie dokonywania wyboru być gotowym do przyjęcia na siebie także ryzyka możliwego błędu we własnym postępowaniu i do przyjęcia konsekwen­cje takiego błędu.

            Człowiek jest powołany do wspólnoty, nie żyje dla siebie samego, lecz żyje z drugimi, przez drugich i dla drugich. I tak jak wolność ludzka nie może być rozpatrywana jedynie w wymiarze indywidualnym, podobnie nie można ograniczyć się jedynie do odpowiedzialności za siebie samego. Człowiek – w duchu wolności ukierunkowanej na miłość – powinien poczuwać się także do odpowiedzialności za innych ludzi, a także do współodpo­wiedzialności za te wspólnoty, do których przynależy. Chociaż można w takim przypadku mówić o odpowiedzialności wspólnotowej, to jednak nigdy w tym znaczeniu, że może być ona przeciwstawiona odpowiedzialności jednostkowej, albowiem prawdziwie odpowiedzialne mogą być tylko osoby.

            Dlatego też wspólnotowy wymiar odpowiedzialności lepiej wyraża określenie jej jako współodpowiedzialności. W ten sposób wyrazistsza staje się także prawda, że człowiek nie jest tak samo odpowiedzialny za drugiego, jak za siebie samego. Fakt, że drugi człowiek jest człowiekiem wolnym, że jako osoba nie może być nigdy uprzedmiotowiony, sprawia, że to najpierw on sam musi przyjąć na siebie odpowiedzialność, a inni ludzie szanując jego wolność, mogą jedynie wspierać go w tej odpowiedzialności. Koniecznym warunkiem kształtowania współodpowiedzialności w ramach życia społecznego jest stworzenie i wzmocnienie klimatu wzajemnego zaufania. Tego zaufania nie otrzymuje się na sposób niejako automatyczny, musi być zdobywane w procesie życia społecznego i poszczególni członkowie wspólnoty muszą na nie zasłużyć.

            W relacjach międzyosobowych i w kształtowaniu wspólnoty trzeba więc unikną dwu postaw skrajnych: z jednej strony odrzucania wszelkiej odpowiedzialności za drugich w duchu skrajnego indywidualizmu, a więc i absolutyzowania ludzkiej wolności; z drugiej – takiego nadmiernego poczucia odpowiedzialności za innych, które narusza ich wolność, zwłaszcza wolność podejmowania wyborów życiowych, a tym samym niejako pozbawia ich podmiotowości. Właściwe rozumiana współodpowiedzialność opiera się na personalistycznym rozumieniu miłości. Taka miłość istnieje tylko tam, gdzie zostaje uszanowana wolność drugiego człowieka.

            Odpowiedzialność – zarówno w wymiarze życia osobistego, jak i w odniesieniu do uczestnictwa we wspólnocie – nie ogranicza się więc jedynie do wypełnienia określonych zadań, lecz ma charakter całożyciowy. Jest nade wszystko sposobem życia człowieka wolnego, który odkrył, że jego życie wyrasta z miłości i jest na nią ukierunkowane. Jeśli więc człowiek nie odczyta swego życia jako powołania do miłości, albo też to powołanie do miłości zafałszuje, wówczas także nie będzie zdolny do prawdziwej odpowiedzialności. A jego wybory życiowe będą tylko z pozoru wolne.

 

Zakończenie

            Nie jest łatwo podsumować tę wielowątkową refleksję nad ludzkimi wyborami, które jako urzeczywistnienie wolności odsłaniają prawdę o człowieku jako osobie, jako kimś powołanym do miłości, a tym samym do odpowiedzialności. Ileż jeszcze spraw wiąże się ze sprawą wolnego wyboru. Trzeba by jeszcze wiele miejsca poświęcić umiejętności rozpoznawania sytuacji życiowych, w których zawsze konkretyzuje się wezwanie zawarte w określonych wartościach i zasadach moralnych. Trzeba by więc mówić o mądrości i roztropności. Mądre „wytropienie” (taki jest sens polskiego terminu „roztropność”) tego, co prawdziwie dobre, nigdy nie jest sprawą łatwą i domaga się namysłu, a niekiedy po prostu zasięgnięcia rady u kogoś, kto swoją wiedzą i doświadczeniem życiowym daje rękojmię, że nie będzie to „ślepa uliczka”. A ileż trzeba by jeszcze mówić o postawie umiaru przy dokonywaniu wyborów życiowych, by nie poddać się wyniszczającej zachłanności. A ileż by trzeba było mówić o cierpliwości i wytrwałości w konsekwentnym pójściu za dokonanymi wyborami. A jeszcze o pokorze, która sprawia, że człowiek potrafi przyznać się do błędów i zawrócić ze źle obranej drogi. Temat wolnego wyboru, to swoista „soczewka”, w której skupiają się wszystkie promienie ludzkiej moralności, w których potwierdza się lub nie moralna godność osoby ludzkiej.

            Na jedną rzecz chciałbym jednak zwrócić uwagę szczególnie wyraźnie. Duch wspomnianej odpowiedzialności wraz z roztropnym podejściem do osobistych wyborów życiowych odniesiony do współczesnej sytuacji swoistego zagubienia moralnego, permisywizmu i relatywizmu moralnego, prowadzi do przekonania, że nasze wybory życiowe muszą być dzisiaj często swoistym „pójściem pod prąd”. Trzeba więc wiele męstwa i odwagi. Trzeba także zdolności do ofiary i poświęcenia.

Nie wolno poddawać się temu wszystkiemu, co w dzisiejszym świecie jest być może modne i propagowane, jeśli to w ostatecznym rozrachunku zwraca się przeciw człowiekowi. Warto uświadomić sobie, że „kto chce poślubić ducha swego czasu, wkrótce zostanie wdową lub wdowcem” (P. Berger). Warto też pamiętać, że pustki egzystencjalnej i moralnej dzisiejszego świata nie zdoła zakryć bogactwo środków, jakimi dysponuje dzisiejszy człowiek, ani rzeczy, którymi się otacza. Hipertrofia środków nie zastąpi atrofii celów. Przestrzega H. de Lubac: „Nie jest prawdą, że człowiek nie może zorganizować świata bez Boga. Prawdą jest natomiast, że bez Boga ten świat koniec końców zwróci się przeciw człowiekowi”.

            A już zupełnie na koniec pragnę przypomnieć jedno z najbardziej przejmujących wezwań Jan Pawła II do właściwego kształtowania siebie na miarę prawego, dojrzałego sumienia. Chodzi o Jego przemówienie do młodzieży podczas Apelu Jasnogórskiego w ramach II pielgrzymki do Polski (18 czerwca 1983), które powtórzył zresztą w dosłownym brzmieniu podczas Apelu Jasnogórskiego z młodzieżą świata w dniu 14 sierpnia 1991 roku: „Co to znaczy ‘czuwam’? To znaczy, że staram się być człowiekiem sumienia. Że tego sumienia nie zagłuszam, i nie zniekształcam. Nazywam po imieniu dobro i zło, a nie zamazuję. Wypracowuję w sobie dobro, a ze zła staram się poprawiać, przezwyciężając je w sobie. To taka bardzo podstawowa sprawa, której nigdy nie można pomniejszyć, zepchnąć na dalszy plan. Nie. Nie! Ona jest wszędzie i zawsze pierwszoplanowa. Jest zaś tym ważniejsza, im więcej okoliczności zdaje się sprzyjać temu, abyśmy tolerowali zło, abyśmy się z niego rozgrzeszali. Zwłaszcza, jeżeli tak postępują inni”. Papież w kontekście zagrożeń i wad społecznych dodaje: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali [...]. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. A więc: czuwajcie!”[13].

            Czuwanie, które jest mądrym rozeznawaniem dobra pośrodku życiowych sytuacji, jest ostatecznie tą wrażliwością sumienia, dzięki której człowiek rozpoznaje i w sposób wolny uznaje swoje powołanie do miłości.

 

 


 

[1] Jan Paweł II. Przem. „Odpowiedzialność za prawdę poznawaną i przekazywaną” (KUL, 9.06.1987). W: Jan Paweł II. „Do końca ich umiłował”. Trzecia wizyta duszpasterska w Polsce. Watykan 1987 s. 46-47.

[2] Twierdza. Warszawa 1985 s. 178.

[3] J. Nagórny. Europejski wymiar duchowości chrześcijańskiej. W: Europa jutra. Red. P. Koslowski. Lublin 1994 s. 229-230.

[4] Jan Paweł II. Przem. „Więcej mieć, czy bardziej być” (Westerplatte, 12.06.1987). W: „Do końca ich umiłował”, jw. s. 152-153.

[5]  Jan Paweł II. Przem. „Najświętsze dziedzictwo przybranych dzieci Bożych” (Jasna Góra: Kaplica Cudownego Obrazu, 13.06.1987). W: „Do końca ich umiłował”, jw. s. 190.

[6] Jan Paweł II. Przem. „Tutaj zawsze byliśmy wolni” (Jasna Góra, 4.06.1979). W: Jan Paweł II na Ziemi Polskiej. Watykan 1979 s. 70-71.

[7] Nr 67.

[8] Jan Paweł II. Przem. „Chrystus nadzieją, która nie zawodzi” (Denver, 14. 08. 1993). „L’Osservatore Romano” 14:1993 nr 11 s. 28.

[9] Por. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, nr 16.

[10] Przem. „Chrystus nadzieją, która nie zawodzi”, jw. s. 29.

[11] Twierdza, jw. s. 66-67.

    [12] Por. K. Wojtyła. Miłość i odpowiedzialność. Wyd. 2. Lublin 1982 s. 116.

[13] Jan Paweł II. Przem. „Maryjo, Królowo Polski, jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam” (Jasna Góra,  18.06.1983). W: Jan Paweł II. Pokój tobie, Polsko! Ojczyzno moja! Watykan 1983 s. 78.

 



Dokumenty

© Departament Spraw Rodziny